Czy panie z RODK-ów mają nas za kmiotków? – cz. 1

Tata wobec systemu

Przytoczę Państwu moją reakcję na opinię podczas sprawy o zmianę formy sprawowania opieki – nie została ona skierowana do sądu przez “zapomnienie” mojej pani mecenas! Dobrze, że zdążyła zakwestionować bez uzasadnienia. Coś z tym, oczywiście, należałoby zrobić. Ale nie o niedbalstwie i samowoli prawników dziś miało być.
Pismo jest długie, stąd podział na 2 części – to dodatkowo buduje napięcie. Ocenie czytelników pozostawiam, czy argumenty wobec błędów zawartych w opinii są rzeczowe. Przytaczam niemal bez zmian treść z dnia otrzymania “opinii”.

Wnoszę o nieuwzględnianie opinii RODK w aktach sprawy ze względu na:

1/ stronniczość i dopasowywanie do przyjętej tezy,
2/  wewnętrzną sprzeczność,
3/ niepoparcie wniosków badaniami,
4/ przytaczanie nieprawdziwych faktów, pomijanie istotnych elementów badania, kłamstwa,
5/ niedbalstwo formalne, językowe, błędy rzeczowe. 

ad. 1/
Badanie składało się z 45-minutowego wywiadu z dzieckiem oraz trwającej podobny czas rozmowy ze stronami (razem).
Przy rozmowie z dzieckiem nie byłem. Nie dopytywałem o jej przebieg.  Ze spontanicznych wypowiedzi Syna tuż po zakończeniu („niepotrzebnie się bałem”) wiem, że przebiegła sympatycznie. Dodał też, że na pytanie, czy chciałby z tatą przebywać więcej odpowiedział, że „najlepiej byłoby pół na pół”. Wierzę w tym zakresie Synowi, gdyż on nie kłamie (uczymy go oboje z matką szczerości w komunikacji). A panie przeprowadzające badanie są w mojej ocenie kompletnie niewiarygodne i stronnicze, co wykażę dalej.

Rozmowa z rodzicami zaczęła się od stwierdzenia jednej z pań „Dziecko jest super i po co cokolwiek zmieniać?” (cytuję z pamięci), co już odpowiednio ustawiło badanie i wskazało na sformułowaną tezę. Można powiedzieć, że mój udział w dalszej części tej farsy był zbędny, podobnie jak wypełnienie kwestionariusza, ale (mój błąd i naiwność) poddałem się dalszej części.
Mowa ciała pań polegała na tym, że zwracając się do uczestniczki pytały łagodnym głosem i z uśmiechem, zwykle o kwestie porządkowe, nie budzące emocji, kiwając głową ze zrozumieniem i aprobatą. Natomiast do mnie kierowano pytania (oprócz porządkowych – adres itp.) zabarwione negatywnymi podtekstami „Dlaczego chce pan zmienić sytuację dziecka?”, „Jakie ma pan zastrzeżenia do matki?”.
Odpowiedziałem, że sytuacja uległa poprawie, a zastrzeżenia dotyczące przeszłości znajdują się w aktach sprawy (maile: brak możliwości ustalenia terminów tzw. kontaktów, brak odpowiedzi). Że obecnie jest OK i myślę raczej o mediacjach i opiece równoważnej.  Niemniej poproszono o wyjaśnienie problemów z przeszłości, czyli wyliczenie zastrzeżeń wobec matki. Gdy je wyliczałem, uznano mnie za agresora. Moim zdaniem była to wyłącznie wina doboru pytań. Jedna z pań w obecności uczestniczki zwróciła mi uwagę, że jestem agresywny i mam pretensje. Moich wyjaśnień zupełnie nie wysłuchano. “Postawę pełną pretensji” zaznaczono w opinii – stronniczo i niezgodnie z prawdą. Kłamstwem jest, że mam o uczestniczce wyłącznie negatywne zdanie, że nie szanuję jej potrzeb i że jestem skoncentrowany na własnych. Nieprofesjonalnym wydaje mi się wyciąganie takich wniosków z 10-minutowego epizodu w rozmowie, i to o przebiegu stymulowanym przez panie. Można było spokojnie i bezstronnie prześledzić pełną korespondencję mailową z okresu 2 lat, zwrócić uwagę na: powiadamianie przeze mnie o propozycjach terminów “kontaktów” z miesięcznym wyprzedzeniem, nieuzasadnione odmowy bądź lekceważenie moich uprzejmych próśb przez uczestniczkę itp.  
Interesujące, że zupełnie pominięto dość istotny element postawy uczestniczki w czasie badania. Mianowicie, mimo że zwracałem się bezpośrednio do niej (po imieniu), ani razu nie spojrzała w moją stronę, a odpowiadając na moje pytania (np. czy nie możnaby pójść na mediacje albo zwyczajnie usiąść i porozmawiać o Synu) zwracała się do pań, nie do mnie, nazywając mnie albo „ojcem …..a”, albo wnioskodawcą. Nie mam o to do _BM_ żadnych pretensji, wynikało to z takiego, a nie innego poprowadzenia rozmowy przez osoby badające.

Pani zwracając mi uwagę wspomniała o „ukrytych motywach stojących za moimi wypowiedziami” – kolejne pomówienie poza tymi zawartymi w opinii. Jedyny problem z moimi słowami jest taki, że są szczere i że nazywam rzeczy po imieniu. Uważam, że robię to kulturalnie. Nielogiczna jest przenikliwość pani widzącej „ukryte motywy” (jak można je widzieć, skoro są ukryte?), natomiast uderza brak obserwacji dotyczących problemów uczestniczki z bezpośrednim zwróceniem się do ojca dziecka, o którego sprawie mamy rozmawiać.

Inny dowód na stronniczość: dobór słownictwa w części opisującej oświadczenia stron.
Fragmenty dotyczące uczestniczki są podane jako fakty (opiekuje się, zapewnia, dba). Dotyczące mnie – poprzez użycie czasowników dystansujących (“podaje”, “twierdzi”)- są jedynie deklaracjami. Inna sprawa, że są przytoczone również nieściśle i niezgodnie z prawdą – p. punkt 4/.

ad. 2/ 
„Postawa ojca wykazuje dużą koncentrację na własnych potrzebach, z jednoczesnym zniekształceniem potrzeb i sytuacji syna.” A chwilę dalej: „Potrafi w sposób prawidłowy nawiązać z synem kontakt, rozwijać jego zainteresowania, organizować czas”. Kompletny brak logiki („zniekształcenie potrzeb” i „prawidłowy kontakt” + „rozwijanie zainteresowań”), niestety dość kluczowy dla opinii. Zresztą jest to również dowód na punkt 1 – czyli stronniczość i dopasowywanie do wcześniejszej tezy.

Wzorem Seweryna postanowiłem zafundować Państwu powieść w odcinkach. Cdn.

GD Star Rating
loading...
Czy panie z RODK-ów mają nas za kmiotków? - cz. 1, 4.5 out of 5 based on 2 ratings
Tata wobec systemuCzy wszystkie RODK-i zatrudniają idiotki?Czy panie z RODK-ów mają nas za kmiotków? – cz. 2
Ten wpis został opublikowany w kategorii historia, dyskryminacja, sądy, urzędy, instytucje, być ojcem, prawo i praktyka, ogólne, opieka nad dziećmi, psycholodzy, psychiatrzy, badania, decyzje w ważnych sprawach dzieci i oznaczony tagami , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

21 Responses to Czy panie z RODK-ów mają nas za kmiotków? – cz. 1

Dodaj komentarz