Nierozciągliwa elastyczność

Alienacja rodzicielska

Kilkanaście miesięcy temu zawarliśmy z BM ugodę przed obliczem Sprawiedliwości. Zakłada ona bardzo precyzyjnie pośród innych terminów (wakacje, ferie, Święta na przemian) regularne kontakty Syna z ojcem w wymiarze 5 dni co drugi tydzień (od czwartku rano do poniedziałku po południu, z odwożeniem do szkoły i tzw. “codziennym” życiem z jego blaskami i cieniami). Idea wspaniała, właściwie bliska wymarzonej i obecnej od niedawna w prawodawstwie opieki naprzemiennej. Nietrudno policzyć, że w większości miesięcy ma to być 10 dni pod opieką ojca. Alimenty pozostały bez zmian (nie były absolutnie przedmiotem sprawy). Sukces! Nawet chyba nabyłem z tej okazji puszkę piwa bezalkoholowego.

Kłopoty wyszły “w praniu”. Ponieważ “dla chleba” mieszkam i pracuję ok. 300 km od miejsca zamieszkania PiJS i BM, wymienione w umowie pobyty wymagają elastycznego i planowego podejścia nie tylko ode mnie, ale i od pracodawcy, Sprzęt elektroniczny jest w większości przenośny, więc na mojej pracy poza biurem obowiązki nie cierpią. Ale niekiedy muszę być na miejscu w Warszawie.

Z reguły o tym wiem zawczasu, więc dodatkowo ustaliłem poza protokołem, że z wyprzedzeniem miesięcznym będę powiadamiał o ewentualnych zmianach. Rzadko będzie to całkowita zmiana weekendów, raczej przesunięcia typu piątek-wtorek zamiast “zasądzony” czwartek-piątek.

Giętki układ działał przez pierwszy miesiąc. Potem okazało się, że litera prawa jest ważniejsza od jego ducha. Nie podając powodów, BM zwyczajnie odmawiała zgody na mój przyjazd za – dajmy na to – 6 tygodni. Nie zamierzała też tego czasu w żaden sposób nam “oddawać”.

Przyciskana używała sformułowań w rodzaju: “Bo nie muszę się zgadzać”, “Całe życie dostosowywałam się do Ciebie; skończyło się” i mój ulubiony, bo on właściwie tłumaczy wszystko “Nie, bo nie!” oraz drugi w tej klasyfikacji “To twój problem, a nie mój”.

Kończy się to tak, że jestem z Synem czasem 10 dni w miesiącu, częściej 8 lub 9, a przy niekorzystnych wiatrach 5. Generalnie możemy być z PiJS zadowoleni, i jesteśmy. Jednak niedosyt pozostaje. Nie o matematykę tu chodzi, ale….poczekajcie, niech policzę…już…jakoś ani razu nie zdarzyło się, abym mógł spędzić z synkiem dni 11.

Uznając powtarzające się epizody tego typu utrudniania kontaktów (zwróćcie uwagę, że utrudnienia formalnie nie ma) za nadużywanie władzy oraz nieumotywowany dobrem dziecka odwet na byłym partnerze (jedynie winnym rozkładu pożycia), po bezskutecznym namawianiu do mediowania, wystąpiłem do sądu o przejęcie opieki.

O wyniku innym razem, ale poddaję pod rozwagę następujące kwestie. Co podobne postępowanie ma wspólnego z dobrem dziecka? Może jednak się czepiam i wymagam zbyt wiele, prosząc (uprzejmie i z szacunkiem) o choćby minimalną elastyczność? W Sądzie oraz od psychologów często słyszę “Musi pan zrozumieć…” to czy tamto w postępowaniu BM. A kto zrozumie nas, ojców? Kto jest w stanie nam skutecznie pomóc? Albo może inaczej – dlaczego nikt, kto naprawdę mógłby, i to nawet nie ruszając się zza stołu prezydialnego (w ramach swoich zwykłych, choć tak doniosłych społecznie obowiązków), nie chce?

GD Star Rating
loading...
Alienacja rodzicielskaNie wiem, jak mam to zrobić…Gdzie baba nie może tam dziecko pośle
Ten wpis został opublikowany w kategorii mediacje, sądy, urzędy, instytucje, opieka nad dziećmi. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

8 Responses to Nierozciągliwa elastyczność

Dodaj komentarz