No i po kongresie…

Walczymy ze stereotypami

Odbył się Kongres Kobiet. Przez ostatni weekend sporo mówiono w mediach o dyskryminacji, o wyrównywaniu szans, o aktywizacji. W zasadzie nadal się mówi. Echa kongresu, deklaracji złożonych przez premiera i postulatów zebranych delegatek będą jeszcze zapewne słyszalne przez kilka dni. Dyskryminacja, nierówne szanse, wykluczenie czy wypchnięcie na margines to poważne problemy naszej codzienności. Dobrze że się o tym mówi. Jednak… szczególnie martwi mnie sposób, w jaki mówią o tych problemach najzagorzalsi polityczni poplecznicy i medialni wychwalacze.

W jednym z poniedziałkowych programów radiowych usłyszałem zdanie, które jest w moim odczuciu kwintesencją dyskryminacji. I zaraz przypomniały mi się niedawne igrzyska paraolimpijskie. A właściwie sposób, w jaki wiele publicznych osób mówiło o paraolimpijczykach. Szanowany dziennikarz i publicysta powiedział w kontekście parytetów i koncepcji „suwaka” na listach wyborczych mniej więcej tak:

Musimy ułatwić kobietom wejście do polityki.

Takie podejście jest wyrazem poczucia wyższości. My, ci lepsi, musimy dopuścić do swojego grona tych upośledzonych… Niestety, myśląc i mówiąc w ten sposób utwierdzamy jedynie nierówności i dyskryminację. Dopóki nie uświadomimy sobie, że to społeczeństwo potrzebuje kobiet w polityce, żeby była ona lepsza, żadne mechaniczne zabiegi nie zmienią sytuacji. Parytety, suwaki itp. są potrzebne o tyle, o ile zachęcają do odważniejszego i bardziej otwartego myślenia. Ale dopiero wtedy, kiedy wyborcy będą głosować na kobiety a kobiety będą startować dlatego, że mają coś do zaproponowania a nie dlatego, że są kobietami, sytuacja się zmieni. Dopiero kiedy kobiety staną się częścią życia politycznego, nabierze ono prawdziwej pełni.

I tak sobie myślę, że my – ojcowie – jesteśmy w tej samej sytuacji. Mówi się o tym, żeby dawać ojcom więcej kontaktów z dziećmi. Mówi się, że za rzadko dostają opiekę nad dziećmi. Niektórzy mówią nawet, że ojciec też może mieć wpływ na wychowanie dzieci i podejmowanie strategicznych decyzji! Oczywiście, technicznie rzecz biorąc, to wszystko jest ważne. Ale… czy ostatecznie nie powinno nam chodzić o to, żeby świat zauważył, że ojciec jest rodzicem? Zupełnie innym niż matka, chociaż tak samo ważnym?

Dopóki koncentrujemy się na tym, kto ma większe prawa, komu trzeba ułatwiać, kogo powinniśmy wspierać, to kręcimy się cały czas na poziomie pozorów. To tak, jak kiedy prezydent dużego miasta mówi – wyremontowaliśmy 150 kilometrów ulic i dróg. A ja bym chciał kiedyś usłyszeć – skróciliśmy średni czas przejazdu w godzinach szczytu z punktu A do punktu B o 10%. Zapewniliśmy 30% dzieci z niepełnych rodzin wsparcie obojga rodziców i w ten sposób zmniejszyliśmy przestępczość nieletnich 0 57% i liczbę ciężarnych nastolatek o 43%. Apeluję, patrzmy na efekty ostateczne, nie na pozory!

GD Star Rating
loading...
No i po kongresie..., 4.4 out of 5 based on 5 ratings
Walczymy ze stereotypamiBici mężczyźniRefleksje feministki po Kongresie
Ten wpis został opublikowany w kategorii o życiu, mężczyźni i kobiety, dyskryminacja, organizacje i ruchy, system wartości, siła stereotypu. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

5 Responses to No i po kongresie…

Dodaj komentarz