- Dobro czy interes
- Nie szukajmy winnych, pomóżmy niewinnym
- Dialog “równiejszego uprawnienia” płci
- Głodny sytego nie zrozumie…
- Deprecjacja rodzica
- …ograniczenia praw rodzicielskich…
- Prawda historyczna i konieczność dialektyczna
- Prawo mnie nie interesuje!
- Rozeznanie w potrzebach dziecka
- Dość naszego milczenia!
- …ojcem mimo wszy…
- Opieka, czy nadopiekuńczość?
- Poznaj swoje ograniczenia
- Przestrzeganie praw dziecka w 2011 r.
- Opinie o prawach dziecka i pracy Rzecznika Praw Dziecka
- Rzecznik odpowiada na krytykę
- Shrek czy książę z bajki?
- Tajemnica jest głupia
Tak zwane dobro dziecka, termin wyłącznie prawny, nie posiadający jednoznacznej definicji, powoduje ogromne zamieszanie w życiu wielu rodzin, a odbija się najbardziej na dzieciach. Znajoma kiedyś z pewnym niesmakiem przyglądała się ogromnie spasionemu niemowlęciu, które prawie wylewało się z wózeczka. Mama pochwyciła jej wzrok i z dumą stwierdziła:
Twarożkiem, proszę pani, twarożkiem!
Często różne koncepcje wychowania ścierają się w rodzinach zaraz po pojawieniu się dziecka. Tylko wybitne umiejętności współpracy, miłość rodziców oraz instynkty rodzicielskie powodują, że w wielu przypadkach udaje się dojść do jakiegoś porozumienia. We wczesnym niemowlęctwie jest to jeszcze stosunkowo łatwe. Im jednak dzieci starsze, tym więcej rozbieżności. Większość sporów sądowych o mityczne dobro dziecka należałoby podsumować, że jest to jedynie różnica w koncepcji wychowawczej. Każdy rodzic ma prawo mieć własną koncepcję, dobrze, kiedy rodzice się dogadują i stosują spójny system. Ale nie można wartościować, że np. autorytarny styl rodzicielstwa jest lepszy niż kumplowski, a w duchu religii lepszy niż w duchu materialistycznym. Wiadomo na pewno, że konflikt w tym obszarze wspierany przez całą machinę sądowo-rodkowo-kuratorską powoduje polaryzację postaw i zaognianie atmosfery. Dzieci znikają z pola widzenia, a liczy się realizacja planu. Wtedy najprostsze i najbardziej oczywiste czynności można doprowadzić do absurdu. Pięknie pisał o tym niezapomniany Andrzej Waligórski. Cytuję poniżej ku przestrodze wszystkich rodziców, którzy uważają, że jedno na pewno nie podlega dyskusji – kaszka jest zdrowa!
Kaszka manna
Niedobrze się robi ptaszkom, odbija się myszce
Mamcia karmi dziecko kaszką łyżeczka po łyżce.
Karmi, nuci coś radośnie: „Jedz, jedz ty łobuzie…”
Kaszka dziecku w buzi rośnie i wydyma buzię.Ma już kaszki pełen brzuszek, płucka, i nereczki,
Kaszka sączy mu się z uszek, rozpycha majteczki.
Słyszy dziecię matki piosnkę i myśli figlarnie:
„Jak cię dorwę, gdy dorosnę, to też cię nakarmię…”Zaśmiało się miłe dziecię na myśl o igraszkach.
Mamcia na to: „A więc przecie smakuje ci kaszka”.
„Dam ci jeszcze, żebyś przytył, miał pulchne policzki!!!”
Dziecko żuje myśląc przy tym: „Dajcie mi nożyczki!!!”Wtem… huknęło coś jak mina – gówniarz zwymiotował.
„Porzygała się dziecina – zaczniemy od nowa!!!”
Kot z rozpaczy skoczył w wannę, pies się wściekł na dworze.
Po coś stworzył kaszkę mannę, sympatyczny Boże ??!!
loading...