- Zostaję ojcem
- Dobre złego początki…
- Wymarzona córeczka
- Po rozwodzie
- Kawaler z odzysku
- Gorące lato i pierwsze koty za płoty…
- Fajnie się zaczęło…
- Drugie życie – nowa gra
- Nabieramy rozpędu…
- Syn, znowu syn
- Półmetek?
- Stabilizacja na walizkach
- Ukorzenianie
- Córka w drodze
- To chyba już…
- Komplet do kwadratu
- Koniec urlopu…
- Czas stabilizacji, czas stagnacji
- Nic nie trwa wiecznie…
- I tak mijamy sie mijając…
- Trwając…
- “Kuba S. wiecznie żywy”
Kolejne tygodnie, podobne do poprzedniego tworzyły kolejne miesiące naszego wspólnego życia, choć dziwna to była wówczas wspólnota, wspólne były niektóre obowiązki typu “odwiedziny u rodziny”, coraz więcej działo się jako przeżycie indywidualne każdego z nas. Niby za oknem przewijały się pory roku ale ja wciąż miałem poczucie iż tkwię w jakimś jesiennym klimacie, zarówno wokół mnie jak i we mnie samym…Przestałem myśleć że może uda się jakoś wrócić do klimatów sprzed lat, coraz starsze dzieci zaczynały żyć życiem nastolatków, coraz częściej rezygnowały z weekendu w naszym coraz bardziej szarzejącym gnieździe. Nie bardzo się tym przejąłem, przecież to normalne, ze dzieci kiedyś zaczynają żyć “swoimi sprawami”, moje dzieci też. Maluchy rosły ciesząc me serce i radując duszę. Każdą możliwą chwilę spędzam z nimi, razem stworzyliśmy zestaw drewnianych przyrządów gimnastycznych, teraz bawią się ćwicząc w swoim sportowym kącie domu. Żona wpada do domu na krótkie chwile, przespać się, zjeść, zmienić ubranie. Basen, kosmetyczka, fryzjer, fitness, niedzielna szkoła językowa… Dobrze jest jej poza domem, a przynajmniej takie sprawia wrażenie. W niedzielne popołudnie nigdzie nie znika, no może nie dosłownie, zatapia się w szeptanych dyskusjach ze swoją mamą która przyjeżdża systematycznie na część tygodnia opieki nad naszym przychówkiem. Marnie to wszystko wygląda. Szykuję dzieci do snu, śpiewamy wspólnie piosenki ze starego śpiewnika, kołysanki, przytulanki, a za ścianą szmer nieustanny. Pamiętam jak bardzo były panie skonfliktowane kilka lat wcześniej, dziś nie ma po tym nawet śladu. Dowód dojrzałości czy czegoś innego? Wówczas jeszcze nie wiedziałem, nuciłem “Aaaaaa kotki dwa…” i było mi to chyba obojętne… Przyszłość pokazała, że niekoniecznie słusznie.
loading...
5 Responses to I tak mijamy sie mijając…