Nic nie trwa wiecznie…

Mijają kolejne lata naszego związku, coraz częściej związek staje się źródłem smutku zamiast oczekiwanej po nim radości, kilkukrotne próby przeprowadzenia “poważnych rozmów” dość szybko kończą się fazą “nie mam już siły z tobą dyskutować, głowa mnie od tego boli”…

Może to zbieg okoliczności ale ta fraza zawsze pojawiała się w momencie gdy dochodziliśmy do konkluzji, że nie można wydawać więcej niż się zarabia, lub przy prośbie o wskazanie źródeł finansowania nowej potrzeby… Pojawiały się też coraz częściej wątki, że w domu rodzinnym zawsze znajdowały się pieniądze jak mama potrzebowała. W moim było inaczej, oboje rodziców szukało pomysłów jak realizować uzasadnione potrzeby a te drugorzędne czasami musiały przegrać. Zaczęło się wyznaczanie zadań i pretensje o wolniejszą niż “zarządzona” realizację. Klimat robił się trudny, mój pierworodny syn wyraźnie zaczął odczuwać iż nie jest najmilej widzianym przychówkiem męża. Zapytana wprost czy nie wiedziała o tym, że mam dwoje dzieci z poprzedniego związku kiedy zaproponowała mi małżeństwo i wspólny los odparła, że wiedziała ale nie myślała jakie to trudne znosić cudze dzieci. Zabolała mnie ta “cudzość”, to były moje dzieci. Dzieci które lubiły nasz dom, nasze życie, kochały nasze dzieci a swoje przecież rodzeństwo. Wciąż były pamiątkowe prezenciki z rożnych okazji ale jednocześnie pojawiały się zwroty “wasz ojciec” i inne w stylu dający poczucie wyalienowania. Kolejne wakacje przebiegły “po nowemu” żona z dziećmi w towarzystwie rodziców wyjechali “nad morze”. Nie pozostało mi nic innego jak skupić się na starszych, szkoda że z kłuciem pod lewą pachą…

GD Star Rating
loading...
Moje ojcowanie (Seweryn)Czas stabilizacji, czas stagnacjiI tak mijamy sie mijając…
Ten wpis został opublikowany w kategorii moje ojcowanie i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

6 Responses to Nic nie trwa wiecznie…

Dodaj komentarz