- Zostaję ojcem
- Dobre złego początki…
- Wymarzona córeczka
- Po rozwodzie
- Kawaler z odzysku
- Gorące lato i pierwsze koty za płoty…
- Fajnie się zaczęło…
- Drugie życie – nowa gra
- Nabieramy rozpędu…
- Syn, znowu syn
- Półmetek?
- Stabilizacja na walizkach
- Ukorzenianie
- Córka w drodze
- To chyba już…
- Komplet do kwadratu
- Koniec urlopu…
- Czas stabilizacji, czas stagnacji
- Nic nie trwa wiecznie…
- I tak mijamy sie mijając…
- Trwając…
- “Kuba S. wiecznie żywy”
Nadeszła okazja do radosnych przeżyć, nic nie stało na przeszkodzie by sprawić sobie prezent. Nowe nadzieje, nowe szanse, nowe życie…
Dość szybko załatwiliśmy formalności, przygotowania przebiegały bez zakłóceń choć oczywiście zawsze było coś ekstra jak wyjazd na drugi koniec kraju po jedyny dostępny egzemplarz wymarzonej sukni, czy dodatkowe kwity upoważniające do ślubu.
Ale wszystko zostało dopięte na czas bez zbędnej nerwowości, jak w porządnym wydawnictwie wydanie drugie poprawione i uzupełnione. By nie wprowadzać konsternacji w rodzinie Panny Młodej podjąłem decyzję, że moich dzieci na ślubie nie będzie. Nie bez znaczenia były też obawy reakcji i zachowań ich matki. Jak mawiają za Bugiem: “ciszej siedzisz, dalej zajedziesz”. Spełniły się dziewczęce marzenia o sukni z trenem wlekącym się po czerwonym dywanie. Uroczystości przebiegły bez zakłóceń, wszystko jak w naszym precyzyjnym scenariuszu. Uznałem to za dobry znak. Po kilku dniach jak zobaczyłem twórczość pani robiącej zdjęcia już euforia była mniejsza (nie poradziła sobie z kościelnym oświetleniem) ale ponieważ kilkoro znajomych robiło niezależnie album ślubny mógł powstać. Tydzień później w okolicznościach święta w rodzinie mojej wybranki przedstawiliśmy moje dzieci, zostały przyjęte z aplauzem i obyło się bez zbędnych pytań “jak to możliwe”. Również ich mama powstrzymała się od wyraźnych komentarzy, jedynym problemem stało się pytanie dzieci dlaczego nie zostały zaproszone na ślub. Jakoś udało mi się to wytłumaczyć nikogo nie wprowadzając w błąd. Zaczęła się kolejna pełna wiary i nadziei w końcowy sukces epoka mojego życia. Znów byłem mężem, wciąż byłem ojcem, było wspaniale. Rozpoczęliśmy żmudne budowanie naszego związku, ułożyliśmy sobie plan pracy zawodowej, wytyczyliśmy główne cele i wzięliśmy się pełni zapału do ich realizacji.
Po kilku miesiącach znaleźliśmy dom na sprzedaż w połowie drogi między moją, a żony pracą i podjęliśmy procedury związane z zakupem, po drodze u notariusza spisaliśmy intercyzę majątkową. Pół roku po ślubie zamieszkaliśmy w nowym niewykończonym domu, śmierdziało świeżym tynkiem ale to w niczym nam nie przeszkadzało. Z pomocą rodziców i dzieci ruszyły prace wykończeniowe które postanowiłem wykonać sam, bez nerwówki fundowanej przez fachowców, bez nich nieodłącznych papierosów, bluzgów i innych poalkoholowych atrakcji. Zadanie nie przekraczało moich umiejętności, bardzo chciałem by każdy kąt naszego domu pochodził spod mojej ręki – taki wkład w nasze wspólne szczęśliwe dożywotnie małżeństwo. Jednym słowem euforia. Nie zakłóciła jej nawet informacja od byłej żony, że moja przeprowadzka zaburzyła spokój naszych dzieci, które przestały mieć trzy przystanki do taty.
Na tym etapie nie zauważyłem, że od dnia zaliczkowania wesela moja partnerka zaczęła sypiać w papilotach, straciła serce do prasowania moich koszul i jakby mniej miała mi do powiedzenia. Pewnie byłem wciąż zakochany.
loading...
17 Responses to Drugie życie – nowa gra