- Czy rozwód musi być wojną?
- Dlaczego alimenty tak bardzo bolą
- Po rozwodzie będzie lepiej?
- Koszty ojcostwa…
- Koszty ojcostwa cd.
- Partnerzy i ich dzieci
- Nowi partnerzy na naszej drodze
- Nowy związek, czyje dzieci?
- Ich partnerzy i coś jeszcze…
- Nowe, nowe, nowe…
- A Babcie są na zawsze…
- Czy widać różnice…
- Czy widać różnice… ciąg dalszy
- Dziedzictwo
- Dlaczego ulegamy dyktatowi…
- Kogo tak naprawdę kopiemy?
- DDR – czy coś takiego istnieje?
- Rodzic dobry – rodzic zły…
- “Moja była żona”
- Czy uczymy się na błędach?
Kiedy słyszymy takie określenie instynktownie szukamy w tembrze głosu czy to stwierdzenie niesie jakiś inny komunikat poza faktem rozwodowego doświadczenia. Czasami słyszymy nutki żalu, niekiedy smutku, bywa że i złości. Tak jakoś neutralnie to mało komu wychodzi, szczególnie w pierwszych latach po rozpadzie związku.
Czy tak musi być, że mówiąc o byłym partnerze nie można nadać tej wypowiedzi neutralnego brzmienia?
Mój młodszy kolega, psycholog, specjalista m.in. w zakresie komunikacji międzyludzkiej twierdzi że to bardzo proste zadanie, nie mam Go jak sprawdzić bo to zatwardziały kawaler. Jego zdaniem cała sprawa tkwi w “zastosowanej optyce”, nauczenie się, że Matka Naszych Dzieci jest właśnie od chwili uprawomocnienia się rozwodu ową Matką i tylko Nią! pozwala na wyłączenie emocji związanych z często bolesnym i subiektywnie krzywdzącym zdarzeniem losu. Czy to prosta i łatwa technika, machnąć ręką na lata razem przeżyte, ambitny wspólny plan na życie skwitowany przez kierownika w USC lub pełnomocnika w kościele. Na każdą dobra i złą chwile przeżytą razem, na zarwane noce pielęgnacją dziecka, na trud współtworzenia ogniska domowego, na rezygnację z większej bądź mniejszej części swej wolności, swych pasji, często zawodowych rewolucji. Potem przeżycia konfliktu, dramatu rozwodowej kopaniny, tej chwili gdy dostajemy do ręki odpis wyroku w imieniu Rzeczypospolitej, że wszystko staje się historią. Wymaganie od rozwodnika by mówił bez tego dziwnego błysku w oku o “byłej żonie” “mojej ex” jest oczekiwaniem śmiałym, wiele osób już w kilka, kilkanaście miesięcy zdecydowanie łagodnieje, niestety mam wrażenie iż to jednak mniejszość. Szkoda, bo często “twoja matka” w rozmowie z dzieckiem też jest obdarzona tym piętnem i to już trudniej jest mi zaakceptować. Dzieci wyczuwają tę chrypkę w wypowiedzi, nie jest to przez nie postrzegane jako wartość dodatnia. Często w rozmowach ze mną poruszają tę kwestię albo w kategoriach “tata ma wciąż do mamy…” lub wprost “dlaczego oni się tak nie lubią?”
No właśnie dlaczego “moja była żona” tak bardzo drażni nasze struny głosowe?
loading...
6 Responses to “Moja była żona”