- Ojcowie górą?
- Rozum dołem?
- Ojcowie (jednak) dołem…
- no co ty Tato w sprawie Piotrusia
- Litera, duch, rozum…
- Kij w szprychy…
- List otwarty do Taty Piotrusia
- Dyskusja o liście i o sprawie Piotrusia
- Gdzie dwóch się bije…
- Oświadczenie Taty Piotrusia
- Państwo jak dziecko – tekst Tygodnika Powszechnego
- Alienacja Piotrusia od taty? Tak, ale jaka?
- Co sprawa Piotrusia mówi o nas?
- Sojusznik, szpieg, posłaniec…
… czyli dlaczego lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć.
Pod ostatnim wpisem Mateusza Józek mądrze napisał:
“Bezwzględne metody nie znajdują akceptacji społecznej. W przypadku gdy takie stosuje matka, przemilcza się to w imię dobra dziecka. W przypadku gdy stosuje je ojciec – nie ma taryfy ulgowej.”
Zgadzam się z Józkiem. Bolesne to i niesprawiedliwe. Niby nie o akceptację społeczną tu chodzi. Ale boli ta łatwość potępiania, gdy płeć nie ta, co trzeba. Zresztą podobna opinia czeka na matki, które dobrowolnie uznają, że z ojcem będzie dziecku lepiej (brawa dla tych prawdziwie niezależnych i mądrych kobiet, które w ogóle potrafią pomyśleć w ten sposób, poznałem w życiu 2 takie kobiety, więc istnieją ).
W życiu sądowym (odmiennym od prawdziwego, niestety) “dobro dziecka” na łopoczącym sztandarze usprawiedliwia każde łajdactwo. W myśl “Miś”-owej zasady “nikt nie wie, co to, więc nikt nie zapyta”.
Zgadzam się również z Józkiem, że pan profesor doprawił gębę ruchowi ojcowskiemu.
Znamienne, że mało kto zwrócił uwagę na fakt, że “do tanga trzeba dwojga” i że postawa matki też nie jest do końca właściwa. Nie znam tych państwa psychologów z Gdańska – poza tą relacją prasową, ale widzę, że mamy do czynienia z odsunięciem jednego rodzica. To jest fakt niepodważalny i tak być nie powinno.
System wymaga reformy – ale tu z kolei zgadzam się z Myszakiem, że pozostawianie czegokolwiek urzędasom wynaturzy najlepsze nawet intencje.
Więc otwarte pozostają pytania:
– co robić?
– jak?
– kto ma to zrobić?
Jeszcze na koniec kilka zdań o ruchu ojcowskim, czyli o nas też.
Wydaje się, że dobre efekty mógłby przynieść marsz środkiem – zamiast jechać po skrajnościach (za takie uważam lewicowe flirty z gejami oraz prawicowe patriarchalne chłosty krucyfiksem). Ale brak mi pomysłu, jak tym środkiem maszerować DZIARSKO.
Zbyt delikatnie – nikt nie widzi.
Jak chcesz wstrząsnąć – działasz zbyt brutalnie, więc potępienie społeczne.
Jak chcesz etapami zmieniać reguły – wychodzi kupa (przepraszam za mój francuski).
Gdy chcesz dopasować się do systemu – stajesz się ojcem zaniedbującym.
Gdy walczysz – ojcem walczącym (a to już w ogóle kaszana). Itd., itp.
W tzw. ruchu ojcowskim (czyli również w nas) uderza przede wszystkim brak namysłu, zanim się z czymś ruszy. Brak wizji, strategii – zastąpionej przez doraźne działania bez wyraźnego kierunku. Przecież jak ktoś zapyta “A o co panom właściwie chodzi?” to w odpowiedzi można tylko przestąpić z nogi na nogę i po tyłku się podrapać. “Żeby było dobrze… bo jest źle.”
No i jeszcze najlepiej się na siebie wzajemnie obrazić w zgodzie z hasłem “Bo moja racja jest racja najmojsza!”
No i mamy sytuację, w której powyższe elementy układają się w prosty przepis na kilkadziesiąt lat bez sukcesów prawnych i propagandowych.
Na razie toczę walkę z samym sobą, jak nie poddać się zniechęceniu, zmęczeniu i beznadziei oraz jednak ruszyć mózg, a potem d… z fotela. W tej właśnie kolejności.
Pomoże ktoś? Spora dawka optymizmu i kreatywności pilnie potrzebna!
loading...
19 Responses to Ojcowie (jednak) dołem…