- Więź dla opornych część 1 – piękne brzuszki
- Więź dla opornych część 2 – pępowinowy nurek
- Więź dla opornych część 3 – jak to robią zwierzątka, tylko mi tu bez myśli kosmatych…
- Więź dla opornych część 4 – więź nauki – nauka więzi?
- Więź dla opornych część 5 – bez lęku albo pępuszek świata
- Więź dla opornych część 6 – małpki uczą Harlowa
- Więź dla opornych część 7 – monotropia, dla niektórych jednowładztwo
- Więź dla opornych część 8 – jak Tata idzie do przedszkola
- Więź dla opornych część 9 – ten zielonooki potwór, zazdrość
- Więź dla opornych część 9.1 – zazdrość między wierszami
- Więź dla opornych część 10 – wcinający się wąż – Uroboros
No i znalazłem taki bardzo ciekawy tekst – Gdy dziecko woli innych od własnej mamy…
Pozwólcie, że zacytuję tu bardzo obszerne fragmenty. No ja wprost nie mogę się powstrzymać.
„Sytuacja, z którą zmierzyć się muszą matki, nieświadomie odepchnięte przez swoje dzieci, jest dla nich kompletną nowością. Do tej pory to one były najważniejsze – nie tylko karmiły, przewijały i kąpały swoje dzieci, ale i były na każde ich zawołanie, przychodziły z pomocą w każdej potrzebie, poświęciły nie tylko swój czas, ale i całą siebie, wraz z wyrzeczeniami i rezygnacją z własnych potrzeb. I kiedy ta najbliższa, noszona pod sercem przez dziewięć miesięcy i urodzona w bólach istotka zaczyna zachowywać się tak, jakby jego rodzicielka w ogóle nie istniała, nic dziwnego, że wywołuje to ból. Odrzucenie jest tym bardziej dotkliwe, gdy kobieta nie otrzymuje wsparcia i pomocy od najbliższych. Partner twierdzi, że jest przewrażliwiona i powinna cieszyć się z chwili dla siebie, niania bezradnie wzrusza ramionami, bo przecież to nie jej wina, że maluch tak ją lubi, a dziadkowie są przeszczęśliwi, że wnusio tak bardzo ich kocha. Basi nie raz chciało się wyć z rozpaczy i bezsilności, gdy jej ukochany skarb nie chciał się do niej przytulić, bo w pobliżu był jeden z jego „idoli”. – Serce mi pękało, gdy mała przychodziła do mnie chętnie tylko wtedy, gdy chciało jej się pić. Byłam tą „od cyca” – dzieli się Joasia.
Kto jest winny?
Szukanie winowajcy jest jednym z pierwszych elementów próby poradzenia sobie z problemem. Jednak w tym przypadku trudno byłoby doszukiwać się winy w niewinnym dziecku, któremu do głowy by nie przyszło, że swoim naturalnym zachowaniem rani ukochaną mamę. Wydawać by się więc mogło, że nikt nie jest winny, że dzieci tak po prostu mają i z tego wyrastają, że jest to kolejny krok do usamodzielnienia i niezależności, punkt świadomości siebie. I jest w tym trochę racji. Jednak z drugiej strony znajdują się już całkiem świadomi swoich wpływów i oddziaływania swojej osobowości i zachowania dorośli – nie tylko partner, niania i dziadkowie, ale też sama matka. Przyjrzyjmy im się bliżej.
Winowajca nr 1: tatuś. Zapracowany, nieobecny przez większą część dnia, niby bliski, ale jednak trochę obcy, a przez to tajemniczy i interesujący. Do tego silny, jeździ samochodem, dźwiga zakupy, nosi „na barana”, potrafi budować cuda z klocków – prawdziwy bohater. Nic dziwnego, że staje się obiektem zainteresowania malucha, gdy tylko przekroczy próg mieszkania po powrocie z pracy. Taka percepcja ojca jest u dziecka nie tylko normalna, ale i doskonale wpływająca na wzajemne relacje w rodzinie.
Właściwie nic dodać nic ująć. Teraz tylko jako matkę dać tu osobę niedojrzałą i zaborczą. I nasz przesąd z jego automatem dziecko – matka, ojciec – bankomat! Oraz jego cichą aprobatą alienacji i mamy niezły dramat. Dosyć powszechny u nas.
PS. Czy zauważyliście brak odniesienia do psychologii rozwojowej w tym artykule? A ujęcie roli matki? Biedactwo, którego związek z dzieckiem jest atakowany przez wszystkich w koło? I rozbijany? To ich wina! Oni mają się pilnować i uważać aby do tego nie dopuścić!
A to jest przecież naturalna droga rozwoju dziecka, które w końcu przecież ma się usamodzielnić i odciąć pępowinę. No daleko to my tak nie zajedziemy.
Artykuł przemyka się nad tymi kwestiami w sposób skandaliczny wg. mnie : “Wydawać by się więc mogło, że nikt nie jest winny, że dzieci tak po prostu mają i z tego wyrastają, że jest to kolejny krok do usamodzielnienia i niezależności, punkt świadomości siebie. I jest w tym trochę racji.” Oj jest, jest! Zaprawdę!
Wydawać by się mogło, że ktoś piszący taki art. powinien bardziej się przyłożyć i więcej pomyśleć. W tym wyrastaniu, to jest akurat bardzo dużo racji. A tak właściwie to w nim zasadza się całe sedno problemu. Opis mechanizmów i uczuć uczestników dramatu wyszedł wprost pierwsza klasa, nie napisał bym tego lepiej i stąd takie obszerne cytaty. Brawo! Po prostu cud, miód i spirytus. Tylko to rozłożenie akcentów, win i diagnoza problemu. To jest wprost skandaliczne. Gdyby nie piękny i prawdziwy opis sytuacji należało by właściwie przyznać za ten artykuł nagrodę kota wykręconego ogonem!
A przecież, mimo wszystko, wprost tu napisano i jest to w istocie sedno tego artykułu:
Fascynacji dziecka nowym, mniej znanym i rzadziej widzianym, nie powinno się niszczyć. Nawet jeśli jest silna, zwykle po pewnym czasie wygasa, powszednieje. Zanim jednak minie, mamy, które czują się odrzucone przez swoje maluchy mogą: […]
• nie traktować nowej sytuacji jakby była końcem świata – to naturalny etap w życiu dziecka, odkrywanie świata, poznawanie nowych osób, krok ku niezależności od mamy;
• być dla dziecka wciąż tą samą kochaną mamą, nie sfrustrowaną, odrzuconą i zranioną dziewczynką; maluch z pewnością nie zadaje mamie bólu celowo; […]
• nie walczyć o względy dziecka – ono wie, że to rodzice są najważniejsi na świecie, a mama jest tylko jedna.
Mama jest tylko jedna. Tak jak i tata! I rodzice są najważniejsi na świecie!
I tej świadomości życzył bym przesądowi w tym kraju !!! W tym i tej, że nie można pozwalać kobiecie na bycie „sfrustrowaną, odrzuconą i zranioną dziewczynką”. A już na pewno na usprawiedliwianie tego i pozwalanie takiej pani na alienację wobec ojca, dziecka i innych. Co bardzo często się u nas dzieje w całym majestacie tego pokracznego prawa. A to wszystko w myśl hasełka o równiejszym uprawnieniu jednej płci, zwłaszcza w przesądzie. I zmazywaniu w ten sposób męskich win wszelakich.
I CDN… ale już raczej nie o zazdrości o uczucia dziecka .
loading...