Więź dla opornych część 5 – bez lęku albo pępuszek świata

Jeśli ktoś jednak przebrnął przez poprzednią część (podobno komuś się to przytrafiło), a i poczytał o bondingu to co było w linku, mógł się ciut zdenerwować. Czy ktoś w nerwach złapał za pochodnię i widły, aby udać się pod porodówkę i tam dokonać zemsty za kłopoty jakie ma teraz ze swoją pociechą? Stop! Niech się powstrzyma. Sprawa nie jest taka prosta. Skoro już chce się szukać winnych poza sobą, to proponuję jednak trzymać się tradycji i pomaszerować prosto na szkołę.

Zamieszane spowodowane opublikowaniem teorii bondingu, było w opinii naukowców badających sprawą ponownie, mocno przesadzone. Ograniczony kontakt z dzieckiem nawet w tym najważniejszym początkowym okresie nie jest czymś, czego dobry rodzić nie mógłby nadrobić później. Wszystko, co przeczytałem na ten temat, skłania mnie do wniosku, że jednak ludzie i ich potomstwo są pod tym względem niebywale elastyczni. Niemniej na duży plus afery można zaliczyć następującą powoli zmianę obyczajów. Zwłaszcza w szpitalach położniczych, w tym np. dopuszczenie do porodów rodzinnych.

Czytając opisy pierwszych kontaktów z dzieckiem człowiek odnosi wrażenie, że mówi się tu o interakcji obu stron, albo o równorzędnym związku pomiędzy dzieckiem a rodzicem, już od pierwszych minut po narodzeniu. Tak! Celowo i z premedytacją unikam tu w tym miejscu zastosowania słowa matka.

Ale dobrze, niech będzie, wróćmy do tej konwencji. A więc to więź matki z dzieckiem. Pisze się najczęściej o tym, jakoby obie strony tej relacji miały równy udział w tworzeniu tej więzi. A tymczasem to jest przywiązanie matki do dziecka. Czyli miłość macierzyńska… albo… a czemu właściwie by jednak nie… po prostu rodzicielska? Czyli przywiązanie rodzica do dziecka? Ach czy takie to… straszne?

Kwestia przedstawiania tych pierwszych relacji matka – dziecko długo nie dawała mi spokoju. Przepytałem na tę okoliczność koleżankę mojej kobiety. Ma ona z racji wykonywania zawodu pedagoga specjalnego ciut lepsze o tym pojecie. Na pytanie o przyczyny tego stanu rzeczy odpowiedziała mi, że więź macierzyńska jest sprawą delikatną i trudną. Uświadamianie zaś kobietom jednostronności tego procesu w mocno napiętej sytuacji, gdy kobieta zaraz po wyczerpującym porodzie podejmuje trud opieki nad dzieckiem i tworzenia z nim więzi mogło by nie sprzyjać właściwemu i pełnemu jej rozwojowi. I nie jest w interesie szeroko pojętego środowiska, mówić o tym zbyt głośno i wyraźnie. Próbowałem trochę z tym poglądem polemizować. Odechciało mi się w momencie wyciągnięcia nieśmiertelnego argumentu „a bo matka to matka” – proste, logiczne i ucinające skutecznie dalszą dyskusję.

Tymczasem okazuje się, że ta wieź jest jednostronna. Albowiem dziecko w okresie od porodu do ok. 3 miesiąca, nie potrafi myśleć o sobie jako o odrębnym bycie. Z opisów, jakie przeczytałem, wyłania się taki obraz, że jest to raczej ze strony dziecka poczucie wszechogarniającego pępka świata. Dla dziecka cały świat jest nim, i to ono jest całym światem. Mama i tata, dziadek i babcia oraz wszyscy otaczający, są częścią całości z której bobas nie potrafi początkowo wyłączyć nawet siebie. Nic dziwnego, że do takiej „swojej” całości dziecko w tym wieku śmieje się bez skrępowania i tworzy z nią interakcję bez żadnych zahamowań czy też lęku. Dziecko tworzy wtedy więź z całym otaczającym światem a właściwie to jest z nim związane, przez brak wykształconego pojęcia odrębności.

Rozwój społeczny dziecka od 0 do12 lat

Rodzące się poczucie odrębności, swojego „ja” dziecka i zauważanie odrębności otaczających je osób skutkuje pojawieniem się lęku w kontaktach z mniej znanym otoczeniem. Od tej chwili dziecko wybiera sobie jednego pierwszoplanowego opiekuna. I tego opiekuna będzie się trzymało. Ten opiekun jest dla dziecka najważniejszy. Oczywiście znowu z pełną premedytacją pomijam tu powszechnie stosowane w opisach tych procesów słowo matka.

Wrodzone poczucie sprawiedliwości nie pozwala mi tu pominąć pewnego aspektu tego okresu. Tj. naturalnego karmienia piersią i jego przewagi nad karmieniem sztucznym. Zdaje się, kiedyś przez jakiś moment głoszono poglądy ciut odmienne. Ale na szczęście szybko poszło to w niepamięć. Dziś wszędzie można przeczytać zasłużone pochwały naturalnego karmienia. I tu nie ma równouprawnienia moi panowie. Naturalnego pokarmu nic nie pobije. Nie rozwinę tego tematu, albowiem nie gustuję w masochistycznym strzelaniu sobie w kolano. Ciekawym zalecam portale dla przyszłych mam, sporo się o tym tam pisze.

Jednocześnie śpieszę pocieszyć panie, które nie mają pokarmu. Ten sztuczny nie jest dziś taki ostatni, chociaż nadal, to jednak nie będzie to co najlepsze. A w przypadku wynajęcia mamki, (tak tak, i dziś spotyka się taką instytucję) rozsądne postępowanie rodzica, nie powinno spowodować u dziecka trudności emocjonalnych w przyszłości. Oczywiście tylko wtedy, jeśli rolę mamki ograniczy się tu naprawdę tylko do karmienia. A sobie pozostawi się rolę piastunki lub piastuna. Ach cóż za staromodne sformułowania nam się sypią jak z rękawa.

Mimo wszystko myślę że cdn.

GD Star Rating
loading...
Więź dla opornychWięź dla opornych część 4 – więź nauki – nauka więzi?Więź dla opornych część 6 – małpki uczą Harlowa
Ten wpis został opublikowany w kategorii być matką, siła stereotypu, miłość rodziców, być ojcem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

8 Responses to Więź dla opornych część 5 – bez lęku albo pępuszek świata

Dodaj komentarz