- Opowiedz nam swoją historię
- Jak się to robi w Lublinie…
- Opowiemy Twoją historię!
- Pierwsza kostka domina
- Rzecznika Praw Dziecka ta historia nie zainteresowała…
- Alimenciarz się szybko wykończy
- Show trwa…
- Chcę tylko widywać mojego syna!
- Czy starczy mi sił?
- Jestem w szoku, proszę o rady i pomysły!
- Kocham mojego Synka. Czy to przestępstwo?
W naszym kraju można porwać dzieci, złożyć w sądzie kilkadziesiąt nieprawdziwych doniesień na męża, nastawiać dzieci przeciw ojcu, robić dzieciom pranie mózgu, drwić sobie z postanowień sądu, składać fałszywe zeznania. Biegli napiszą, że to prawidłowa postawa rodzicielska, a sąd to „przyklepie” w wyroku. Wszyscy mają usta pełne frazesów o dobru dziecka i że rodzina jest najważniejsza, a w praktyce na każdym kroku pokazuje się, że rozwód jest dla dzieci najlepszy. Ojciec kochający swoją rodzinę jest zwykłym frajerem. Matka używająca dzieci do zniszczenia ojca jest promowana i chwalona. Opisałem swoją historię w piśmie do Rzecznika Praw Dziecka. Nie zainteresował się…
Mam dwóch synów w wieku 6 i 11 lat. Przez 9 lat byliśmy szczęśliwą rodziną. W 2007 roku moja żona wyprowadziła się do swoich rodziców zabierając ze sobą dzieci i złożyła pozew rozwodowy. Absurdalne powody odejścia, które podała, Sąd Okręgowy oddalił po prawie trzech latach postępowania. Za wyłącznie winną rozpadu małżeństwa uznał moją żonę. Nie potrafię się jednak pogodzić z podejściem sądu do naszych dzieci.
W trakcie postępowania sąd wydał kilka postanowień, dotyczących moich kontaktów z dziećmi. Żadnego z nich moja żona nie przestrzegała. Każde kolejne postanowienie wydawane przez Sąd, a ignorowane przez matkę dzieci, budowało u niej coraz większe poczucie bezkarności. Dwukrotnie byliśmy badani w RODK. Za każdym razem w opinii zapisano poważne zarzuty pod adresem matki dotyczące wychowania dzieci i za każdym razem stwierdzono, że „spełnia prawidłową postawę rodzicielską” i dzieci powinny nadal być pod jej opieką.
Oto główne punkty naszej historii
- W listopadzie 2007 żona wyprowadziła się do swoich rodziców zabierając przemocą dzieci, wymeldowując siebie oraz, bez mojej zgody, dzieci. W urzędzie nie jest potrzebna zgoda ojca na wymeldowanie. „Biegli” z RODK napisali w opinii, że powrót dzieci do domu jest niewskazany. Również sąd nie zauważył niczego niewłaściwego w zabraniu dzieci z rodzinnego domu.
- W święta Bożego Narodzenia 2007 żona „pozwoliła” mi na kilkugodzinne spotkanie z dziećmi. Kiedy jeden z synów chciał zostać u mnie na noc, wezwała policję do mojego domu z żądaniem odebrania mi dziecka. Policja w takiej sytuacji nie ma prawa interweniować, mimo to przyjechała.
- W styczniu 2008 roku, na pierwszej sprawie rozwodowej sąd, opierając się na nieprawdziwych zeznaniach mojej żony, przyznał jej opiekę nad dziećmi, traktując mnie jak potencjalnego bandytę. Dzieci mogłem spotykać jedynie w domu moich teściów dwa razy w tygodniu po dwie godziny. Oczywiście te spotkania były regularnie utrudniane. Albo dzieci nie było w domu, albo spały albo były chore… Ciągle byłem prowokowany, a moja żona nagrywała te spotkania ukrytym dyktafonem.
- W lutym 2008 roku dałem dzieciom telefon komórkowy. Matka zabrała im go, nie pozwalając na rozmowy. Sąd ani psychologowie z RODK nie uznali, że to ważne.
- W maju 2008 roku żona napisała na mnie doniesienie do prokuratury. Zarzuty były tak absurdalne, że prokuratura nawet nie wszczęła sprawy.
- W czerwcu 2008 roku sąd zmienił postanowienie i zezwolił mi na zabieranie dzieci. Aby wykazać, że jestem agresywny i spowodować zmianę tego postanowienia, żona wraz ze swoimi rodzicami przygotowała prowokację i w kolejnym doniesieniu do prokuratury napisała, że ją pobiłem. Oczywiście i to doniesienie zostało potraktowane jako absurdalne i nieprawdziwe, ja nawet nie zostałem przesłuchany.
- W czasie trwania procesu żony zaproponowała, żebyśmy się dogadali, a wtedy nie będzie mi robić problemów w spotkaniach z dziećmi. Żona nagrała tę rozmowę (jak i wiele innych) i złożyła ją do akt. Ponieważ w aktach było kilkanaście godzin nagrań, nikt oprócz mnie tego jednak nie słuchał. Zaś szantażowanie mnie nagraniami nie stanowiło dla sądu ani dla psychologów żadnej istotnej przesłanki w postępowaniu. Złożyłem wniosek o badania psychiatryczne dla żony.
- Również w czerwcu 2008 roku sąd wydał postanowienie, w którym z urzędu zobowiązał naszą rodzinę do zgłoszenia się do poradni psychologiczno-pedagogicznej. Dwukrotnie ustaliłem termin rozpoczęcia terapii, jednak żona się nie pojawiła. W dalszej części procesu podała, że nikt jej nie wezwał do podjęcia terapii, a to kurator sądowy powinien rozwiązać problem. Sędzia Sądu Okręgowego nie wyciągnęła żadnych konsekwencji z racji niewykonania postanowienia, potwierdzając poczucie bezkarności żony. Również podczas wizyt w RODK żaden z badających w wydanej opinii nie uznał ignorowania postanowienia sądu za naganne. Znalazłem w domu notatkę żony, w której pisała między innymi, że chciałaby zostać wdową. To kolejny powód do rozważenia badań psychiatrycznych dla żony. Złożyłem notatkę do akt. Nie wzbudziła ona niepokoju sądu ani badających w RODK.
- W 2008 roku uczestniczyłem w programie wspierania umiejętności wychowawczych rodziców w rejonowej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej. Żadnego z badających psychologów to nie zainteresowało i nie zostało nawet to odnotowane w żadnej opinii.
- W listopadzie 2008 r. pełnomocnik żony w piśmie do Sądu przedstawił spostrzeżenia dotyczące starszego syna poczynione przez psychologa szkolnego. Była w nich sugestia, że kontakty z ojcem w negatywy sposób odbijają się na dziecku. Nie przedstawiono jednak żadnego dokumentu w tej sprawie. Poinformowałem Sąd, że w szkole nie ma psychologa szkolnego, a wychowawca twierdzi, że nikt nie prowadził żadnych obserwacji. Było to celowe okłamywanie sądu, albo wynik problemów psychicznych mojej żony. Sąd nie odniósł się w żaden sposób do przedstawiania przez moja żonę i jej pełnomocnika fałszywych informacji.
- W październiku 2008 roku moja żona wszczęła w sklepie awanturę atakując jakąś kobietę, co zakończyło się interwencją policji. Szukała jakiejś mojej kochanki, angażując do tego dzieci. To kolejna przesłanka do rozważenia przebadania żony przez psychiatrę.
- Od stycznia 2009 roku moja żona całkowicie uniemożliwiała mi spotkania z dziećmi jawnie drwiąc z postanowień sądu. Nie spotkało się to z żadnymi konsekwencjami. Również „biegli” z RODK nie zauważyli w tym żadnego problemu.
- Po pierwszym badaniu w RODK w opinii znalazły się stwierdzenia, że matka „dyskredytuje osobę ojca, dba o swój wizerunek, co stawia dzieci w sytuacji trudnej, wywołując konflikt lojalności wobec rodzica, ukrywanie rzeczywistych potrzeb i oczekiwań” oraz „nie chroni dzieci przed negatywnymi doświadczeniami związanymi z rozpadem rodziny”. Jednak we wnioskach napisano, że matka, według oceny psychologa i pedagoga, spełnia prawidłową postawę rodzicielską. Zasugerowano również rozszerzenie kontaktów dzieci z ojcem z uwagi na moją prawidłową postawę rodzicielską, jednak na to nikt nie zwrócił uwagi. Ta opinia utwierdziła żonę w poczuciu bezkarności i w przekonaniu, że nic jej nie grozi za wykorzystywanie dzieci do zemsty na mnie. Zaczęło się „pranie mózgów” dzieci. Nadal całkowicie uniemożliwiała mi spotkania z dziećmi. Moje kolejne pisma do sądu w tej sprawie nie wywołały żadnej reakcji. Poczucie bezkarności rosło.
- W związku z brakiem reakcji Sądu Okręgowego w kwietniu 2009 roku złożyłem w Sądzie Rejonowym wniosek o ukaranie żony grzywną za uniemożliwianie mi spotkań z dziećmi i niewykonywanie postanowień Sądu Okręgowego. Po kilku miesiącach postępowania, kiedy żona zachowywała się agresywnie nawet w czasie posiedzeń sądu, Sąd Rejonowy przyznał mi rację i ukarał żonę kwotą 60 zł kosztów sądowych. W kilkustronicowym uzasadnieniu sędzia napisała miedzy innymi:
- w sprawie niniejszej nie budzi najmniejszych wątpliwości, iż dłużniczka […] celowo i uporczywie nie wykonuje wyżej opisanych postanowień Sądu Okręgowego w […] dotyczących kontaktów […] z synami […] i […]
- dłużniczka […] nie tylko ignoruje postanowienie Sądu i prawa wierzyciela […], ale co najistotniejsze potrzeby emocjonalne własnych synów.
- w konsekwencji postawa wychowawcza […], w tym zakresie, jest dalece nieodpowiednia i nieodpowiedzialna.
- uporczywe działania […], zmierzające do całkowitej eliminacji ojca z życia […] i […], są szkodliwe wychowawczo i w konsekwencji mogą doprowadzić do zaburzeń emocjonalnych u dzieci.
- W międzyczasie w czerwcu 2009 roku po raz pierwszy od kilku miesięcy rozmawiałem z młodszym synem na terenie przedszkola. Przy tej okazji dowiedziałem się od dyrektora przedszkola, że dziecko opowiada, iż nie ma taty, a jego tatą jest dziadek. Od tego momentu matka przestała prowadzać dziecko do przedszkola.
- W październiku 2009 roku moja żona odwołała się od postanowienia Sądu Rejonowego. Sąd Okręgowy nie dopatrzył się wad w przeprowadzonym postępowaniu, jednak nakazał zmienić tryb postanowienia i wydać je w oparciu o art. 598. o przymusowym odebraniu dzieci. Postanowienie mają wykonać kuratorzy sądowi.
- Od kwietnia do lipca 2010 roku kuratorzy pojawili się prawie 30 razy aby wykonać postanowienie o przymusowym odebraniu dzieci od matki. Jednak nie udało się. Byli całkowicie bezradni, i absolutnie bezmyślni. Nie zrobili nic, aby przekonać matkę do zaprzestania utrudniania mi kontaktów z dziećmi. Najczęściej po odstaniu kilku minut odchodzili. Mało tego, aby ukryć swoją bezradność, w notatkach z interwencji okłamywali Sąd. Przekonali żonę, aby wychodziła z dziećmi na chodnik, a oni będą jej zaliczać wykonanie postanowienia. Doszło do tego, że kuratorzy pisali o wykonaniu postanowienia nawet wtedy, gdy któregoś dziecka w ogóle nie było w domu. W postanowieniu wyraźnie jest napisane, że dotyczy ono obu dzieci. Tym sposobem moja żona poczuła się po raz kolejny całkowicie bezkarna. Ja, widząc całkowity bezsens takiej sytuacji, odwołałem egzekwowanie widzeń z dziećmi naiwnie wierząc, że kolejne badanie w RODK wykaże skandaliczną postawę matki.
- Kolejne badanie w RODK odbyło się w czerwcu 2010 roku. Z opinii dowiadujemy się, iż pomimo, że matka dąży do wyeliminowania ojca z życia dzieci, nie dostrzega wynikających z tego zagrożeń dla synów oraz indukuje dzieciom własne niepokoje i postawy wobec ojca, to jednak spełnia prawidłową postawę rodzicielską i daje lepsze gwarancje sprawowania opieki. Czyli – skoro matka wyprała dzieciom mózgi, zrobiła w ich oczach z ojca bandytę, w efekcie czego dzieci zaczynają nienawidzić swojego taty, to niech już tak zostanie. Dla „biegłych” z RODK bardziej wiarygodna jest matka – jej zdanie o nieutrudnianiu mi kontaktów z dziećmi potraktowano poważnie – niż sędzia z Sądu Rejonowego, która w uzasadnieniu postanowienia stwierdziła, że matka celowo i uporczywie nie wykonuje postanowień sądu dotyczących kontaktów ojca z dziećmi – to zostało zupełnie pominięte przez „biegłych”.
- Ponieważ podczas interwencji kuratorów dochodziło do łamania prawa – nieprzestrzegania postanowienia sądu oraz poświadczania nieprawdy przez kuratorów – należało o tym powiadomić prokuraturę. Niestety prokurator, a także sąd, nie zauważyli tu niczego nagannego. Mało tego, sędzia Sądu Rejonowego w uzasadnieniu postanowienia poinformowała mnie, że jeżeli ja zrobię to samo co żona, czyli zabiorę i ukryję dzieci, również mnie nikt nic nie zrobi.
- We wrześniu 2010 roku sędzia Sądu Okręgowego wydała wyrok rozwodowy. Wyłączną winą za rozpad małżeństwa obciążyła moją żonę. Miejsce pobytu dzieci ustaliła przy matce. Jednocześnie ograniczyła mi władzę rodzicielską. Jak rozumiem, za chęć spotykania i wychowywania moich dzieci. Złożyłem apelację. Upływały kolejne miesiące bez kontaktu z dziećmi.
- 2 dni po wydaniu wyroku rozwodowego Sąd Okręgowy wydał kolejne postanowienie, w którym ograniczył mi kontakty z dziećmi tylko do kontaktów telefonicznych oraz za pośrednictwem elektronicznych nośników informacji. Sądu nie zainteresowało to, że dzieci nie miały żadnych elektronicznych nośników informacji a telefon, który im dałem jest wyłączony i prawdopodobnie zepsuty. Oczywiście moja żona na rozprawę nie przyszła. Z góry wiedziała, jakie postanowienie wyda sąd. Sąd zobowiązał równocześnie strony do niezwłocznego podjęcia terapii rodzinnej. Na propozycję pani psycholog, do której się zgłosiłem, w sprawie udziału w terapii rodzinnej, moja była już żona nawet nie odpowiedziała. Sąd nie zareagował na kolejne nieprzestrzeganie jego postanowień. Poczucie bezkarności wzrastało.
- W marcu 2011 roku Sąd Apelacyjny na apelację żony w kwestii winy za rozpad małżeństwa podtrzymał wyrok Sądu Okręgowego i uznał ją za wyłącznie winną. Natomiast w zaskarżonej przeze mnie części wyroku dotyczącej naszych dzieci zmienił wyrok i pozwolił mi na spotkania z dziećmi raz w tygodniu w soboty w godzinach od 13:00 do 17:00 pod nadzorem kuratora.
- W lipcu 2011 roku dowiedziałem się, że w sądzie odnalazła się pierwsza notatka kuratora z której wynika, że w czerwcu 2010 roku podczas przymusowego odbierania dzieci przez kuratorów sądowych, policja zbadała matkę alkomatem i wynik wykazał 1,95 promila alkoholu. Niestety nawet wtedy kuratorzy okazali się bezradni i nie przekazali dzieci ojcu. Aktualnie sprawa braku tej notatki w aktach sprawy oraz zaginięcia drugiej notatki jest wyjaśniana przez sąd.
To jedna z historii, jakie otrzymaliśmy na adres historia@nocotytato.org.pl. Będziemy sukcesywnie publikować nadsyłane historie. Każdy może do nas napisać. Więcej informacji można znaleźć we wpisie Opowiemy Twoją historię! Zapraszamy do współpracy!
loading...
7 Responses to Rzecznika Praw Dziecka ta historia nie zainteresowała…