Więź dla opornych część 7 – monotropia, dla niektórych jednowładztwo

Cytuję za ks. dr Piotrem Marchwickim – Teoria przywiązania wg. J. Bowlby’ego (do ściągnięcia):

„Tendencję do przywiązania się do jednej, konkretnej osoby określa się mianem monotropia.
Generalnie przyjmuje się (!!!), że w normalnych warunkach biologiczna matka staje się dla dziecka główną lub pierwszorzędną postacią przywiązania. Może nią również być jakaś inna osoba, spokrewniona lub niespokrewniona z dzieckiem, która pełni wobec niego rolę matki (!!!). Dziecko traktuje wtedy tę osobę tak, jak traktowałoby swoją matkę naturalną. Oprócz matki, lub osoby pełniącej tę rolę, dziecko przywiązuje się także do innych osób, które stają się drugorzędnymi postaciami przywiązania. Jest to nieduża liczba osób z najbliższego otoczenia – wśród nich z reguły znajduje się ojciec – które przyczyniają się do opieki nad dzieckiem. Do najważniejszych czynników wpływających na to, czy dziecko przywiąże się do danej osoby, należą – jej gotowość do reagowania na sygnały dziecka (np. płacz) oraz gotowość do spędzania czasu dzieckiem na zabawie, rozmowie itd. Nie jest jednak tak, że im większa jest liczba osób, do których dziecko jest przywiązane, tym słabsza jest więź przywiązania do matki lub do tych osób. Nie jest też tak, że dziecko traktuje wszystkie osoby, do których jest przywiązane, jako równorzędne i „wymienialne”. Należy raczej zakładać, że każde dziecko tworzy swoją hierarchę przywiązania, w której opiekun główny (*) zajmuje miejsce centralne i nie do zastąpienia (Centralne Miejsce nie do zastąpienia, nie osoba !!! przyp. autora.)… Faza ta zaczyna się między szóstym i siódmym miesiącem życia i trwa bez zasadniczych zmian w funkcjonowaniu systemu przywiązania do około trzeciego roku życia…”
* – tu było w oryginale matka, to jest moja świadoma i celowa ingerencja w oryginalny tekst.

Wokół tej fazy narosło sporo nieporozumień. Niektórzy tak przedstawiają proces przywiązania, jakby istniała tylko ta faza rozciągnięta od narodzin aż do śmieci. A to trwa ok. 30 miesięcy. Potem się zmienia. I potem znowu. Mam na myśli relacje i wzorce przywiązania. Bo o tym, że osoba głównego opiekuna może się zmienić w trakcie tego okresu nadto boleśnie mogą się przekonać „matki korporacyjne”, których miejsce zajmują babcie albo opiekunki – dysponujące czasem i gotowością do reagowania na płacz, chęć zabawy i rozmowy. Sporo o takich dramatach można poczytać na forach dla mam.

Wielokrotnie dotychczas widziałem tę scenę w kinie. Ale do tej pory nigdy nie myślałem o tym tak, jak teraz to postrzegam. Spokojna wieś indiańska. Nagle atakuje ją wróg. Dziecko w bek i szuka matki, ta szybko zabiera je do jakiejś kryjówki. Tata wojownik upewniwszy się, że dotarli do niej bezpiecznie, biegnie. Biegnie w kierunku, z którego przybywają napastnicy, aby bronić osiedla z resztą mężczyzn. Aby współpracować w grupie obrońców.

Schemat tego działania okazał się tak ważny, że wg. badaczy wszedł na stałe jako czynnik wpływający na przetrwanie gatunku, determinując jego dobór naturalny. W przypadku dziecka przywiązanie do jednej jedynej osoby ma tu podstawowe znaczenie. Przetrwa to dziecko, które w sytuacji zagrożenia bez chwili wahania pobiegnie do właściwego opiekuna. Niedopuszczalna jest tu sytuacja, w której dziecko zastanawiało by się choć chwilę nad jego wyborem. I to była dla gatunku kwestia przetrwania. I chyba niezbyt dobrze świadczy to jednak o naszym gatunku.

Ta natura jest niegłupia. Z jednej strony wzbudzająca się w kobiecie miłość macierzyńska, z drugiej wzbudzające się od 5-7 miesiąca przywiązanie do opiekuna głównego. Pasuje jak klocki Lego, jak kluczyk do zameczka. A mężczyzna z reguły dostawał zadanie czuwania nad bezpieczeństwem tej pary.

Zastanawiacie się może jak dziecko w pierwszych latach postrzega takiego głównego opiekuna? Którym oczywiście z reguły staje się matka? Posłużymy się takim właśnie przykładem. Proszę, oto bezpośrednia relacja kogoś, kto naprawdę pamięta – Człowiek, który nie potrafił zapomnieć.

„Wspomnienia Szereszewskiego miały niekiedy bardzo niecodzienny charakter. Jeden z ciekawszych epizodów odnosi się do historii z wczesnego niemowlęctwa, jeszcze sprzed okresu, nim u dziecka wykształca się zdolność ostrego widzenia. Jak mówi, zanim zaczął świadomie rozpoznawać twarz swojej matki, Szereszewski „wyczuwał” ją w następujący sposób: „Aż do momentu, gdy zacząłem ją rozpoznawać był to tylko rodzaj uczucia, które można opisać jako stan gdy jest dobrze. Nie miała żadnej formy, ani twarzy – matka wyglądała jak coś pochylającego się nade mną, z czego płynęło dobro… przyjemność. Patrzenie na matkę przypominało oglądanie jej przez obiektyw aparatu. Na początku nic nie dało się rozpoznać i widać było tylko okrągłą mglistą plamę. Potem pojawia się twarz, a jej rysy stają się coraz bardziej widoczne”

Jak widać jest czego pozazdrościć mamie… ale obiecuję, że i dla nas, panowie, coś z tego skapnie. Przepraszam za nagromadzenie cytatów, ale starałem się odwołać do mądrzejszych ode mnie. Nie było to trudne Wink.

Ale o tym napiszemy później jeśli… CDN

GD Star Rating
loading...
Więź dla opornychWięź dla opornych część 6 – małpki uczą HarlowaWięź dla opornych część 8 – jak Tata idzie do przedszkola
Ten wpis został opublikowany w kategorii miłość rodziców, być ojcem, być matką, miłość dzieci, ogólne, siła stereotypu. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

5 Responses to Więź dla opornych część 7 – monotropia, dla niektórych jednowładztwo

Dodaj komentarz