Rozwody stały się powszechne w Polsce. Statystyki mówią, że liczba rozwodów stanowi około 25% liczby nowo zawartych małżeństw. To dużo. Są kraje, gdzie rozwodzi się jeszcze więcej par. W Polsce 70% rozwodów kończy się bez orzekania o winie, coraz częściej rozwodzą się młodzi ludzie. W roczniku statystycznym za rok 2009 wyczytałam, że od wniesienia powództwa o rozwód do prawomocnego orzeczenia najczęściej mija 2 do 3 miesięcy. To szybko. I to oznacza, że większość rozwodzących się par nie toczy ze sobą wojny. Przynajmniej nie przed sądem.
Są jednak pary, które walczą ze sobą do upadłego. Lata mijają, a oni nadal są w konflikcie. Widzę to we własnym domu. Sama rozstałam się szybko i bez kłótni, mój były mąż nadal jest bliskim mi człowiekiem, pomagamy sobie i nie walczymy o dzieci. Mój obecny mąż toczy wojnę, w której dzieci są orężem i ofiarą. Od wielu lat obserwuję bezsensowne boje dwójki dorosłych ludzi. I przyznam szczerze, że jest to jedyna znana mi para, która walczy, choć znam wiele rozwiedzionych małżeństw.
Mamy dzieci moje, jego i nasze. Z bezradności, którą próbowałam zamienić w zaradność, przeczytałam wszystkie dostępne mi lektury na temat rozwodów i dziecka w konflikcie rodziców. Sporo tego było. Moja bogata wiedza teoretyczna nie przekłada się, niestety, na złagodzenie konfliktu, którego jestem świadkiem, a także poniekąd ofiarą. Po prostu się nie da. Nie działają żadne ze sprawdzonych przez męża metod, a te, które mogłyby być skuteczne z takich czy innych powodów nie mogą być zastosowane.
Wielu badaczy twierdzi, że nie sam rozwód jest szkodliwy dla dziecka, ale długotrwały konflikt między rodzicami. I to niezależnie od tego, czy wystąpił przed czy po rozwodzie (Schaffer, Rutter). Sam rozwód może mieć pozytywne i negatywne skutki, zależnie od tego, jak dorośli radzą sobie w sytuacji rozstania i ich umiejętności wspierania dzieci w nowej dla nich sytuacji (Beisert). Wojna jednak do pozytywnych skutków nie dopuszcza. Rozwód ma swoje fazy (zaprzeczanie – złość i gniew – godzenie się z sytuacją), trzeba przejść każdą z nich samemu i pomóc przejść przez nie dzieciom. Trzeba pokazać, że mimo porażki, jaką jest rozwód, życie toczy się dalej i nie musi być gorsze. Jest tylko inne. Nie można się na tej drodze zatrzymać, bo inaczej wszyscy będą długo uwikłani w beznadziejny konflikt.
Rozwód nie musi być wojną. Po prostu ludzie się rozstają i starają się razem zatroszczyć o swoje potomstwo. Nie liczę dni, które dzieci spędzają u ojca, nie wiem, kiedy powinny wpłynąć alimenty na konto, nie pamiętam w jakiej wysokości zostały zasądzone. Jak dzieci chcą jechać do ojca, to jadą. Jak są ekstra wydatki, to ojciec się dokłada. Jak ma trudności finansowe to mówi, że nie przeleje alimentów jak zwykle, tylko trochę później. Gdy mam podjąć trudną decyzję w sprawie leczenia dziecka, to dzwonię i się radzę co robić. Jak były mąż chce jechać gdzieś z dziećmi to dzwoni kilka dni wcześniej i jedzie. Jeśli trzeba gdzieś dziecko zawieźć, to zawozi ten, kto może. To nie jest oczywiście bajka, są między nami jakieś emocje, nie do końca wyjaśnione sprawy, tematy, których nie poruszamy. Ale są one przysypane na tyle głęboko, że nie przeszkadzają nam w codziennym życiu, a po latach jakby tracą na znaczeniu. Tak jest po prostu łatwiej wszystkim. I dzieciom, i nam. Dlaczego niektórym tak trudno to zrozumieć?
loading...
35 Responses to Gdy rodzice się rozwodzą