Opieka równoważna – wprowadzenie

Postanowiłem wziąć na skromny mój warsztacik sprawę opieki równoważnej. Określamy ją jako jeden ze strategicznych celów naszego, tj. ojcowskiego, środowiska.

Zacznę od nazwy – uważam, że określenie „równoważna”, choć nie pozbawione wad, najlepiej oddaje to, o co w tym wszystkim chodzi. Podkreśla prawo dziecka do posiadania więzi w obojgiem, równo osadzonych prawnie, czyli tak samo ważnych dla niego, rodziców.

Dużo mniej podobają mi się inne określenia, z których szczególnie „naprzemienna” przewija się często. Ona określa tylko jeden aspekt – czasu opieki, na dodatek zawiera w sobie pierwiastek niestabilności oraz (to największa wada) czyni z dziecka przedmiot, który znajduje się jakby w posiadaniu to jednej osoby, to drugiej. Przy promocji jakiejś idei nawet takie niuanse mają znaczenie i dobierając nazwę też skazujemy daną ideę na sukces większy bądź mniejszy.

Inne określenia jak opieka łączna czy łączona (jeszcze zabawniej, gdy powstają hybrydy typu “opieka łączona sprawowana w rozłączeniu) są dla mnie utopijną mrzonką – ludzie nie rozwodzą się po to, aby sprawować cokolwiek łącznie. Jest możliwe połączenie wysiłków na rzecz wychowania dziecka, jednak wymaga to sporej samoświadomości rodziców, ich zrównoważonego spokojnego podejścia do siebie nawzajem i ogromnej dawki zaufania. Żadna z tych rzeczy przy statystycznym rozstaniu nie występuje, spokój zastępuje żądzę odegrania się często dopiero po latach, a dziecko nie ma tyle czasu. Ono potrzebuje obojga rodziców tu i teraz i jeszcze przez kilka(naście) lat.

Z wielu złożonych powodów Polska jest krajem wyjątkowym. Mamy bardzo wysokie ceny przy umiarkowanych bądź marnych przeciętnych dochodach. Mamy prężną gospodarkę tworzoną przez przedsiębiorczych i pracowitych ludzi zaludniających pejzaż małych i średnich przedsiębiorstw – ale znajdujemy się w ogonie społeczeństw unijnych pod względem poziomu zamożności. Marna infrastruktura drogowa wynagradzana je brakiem alternatywy w postaci kolei, a rozwijający się dynamicznie ruch lotniczy jest droższy w postaci krajowej niż zagranicznej. No i ta cholerna pogoda – już Kazik o tym śpiewał. O poziomie polityki w wydaniu ogólnokrajowym oraz na szczeblu lokalnym nawet szkoda gadać. Itd., itp.

Jednak największe zło czai się – o czym może nie myślimy na co dzień – w źle funkcjonującym prawie. Chodzi o każdy szczebel, od prawodawstwa po egzekucję. Wprowadzenie nawet sensownych zmian wynikających z przemian ekonomicznych i obyczajowych natrafia na tępy i szkodliwy opór. Nie chciałbym być złym prorokiem, ale jeśli zmiany w prawie rodzinnym będą dalej szły jak idą, będziemy ostatnim bastionem z taką ilością dzieci pozbawianych jednego z rodziców (ojców przeważnie).

W każdym kraju, w którym opieka równoważna jako tako funkcjonuje, zmiany poprzedzone były debatami i wątpliwościami. Nie na wszystko istnieją miarodajne badania – analizując dostępne materiały mogę powiedzieć, że wszystko zależy od tezy postawionej na początku. Cóż… świat ludzkich emocji i życie w ogóle wymyka się jasnym klasyfikacjom, wszystko dynamicznie płynie.

Więc mniej będę opierać się na badaniach, a bardziej na logice i własnym doświadczeniu. Tak się bowiem składa, że już od kilku lat sprawujemy z BM opiekę (niemal) równoważną – oczywiście ona się tak nie nazywa. Ale „róża innym nazwana imieniem pachniałaby równie słodko”.

Mam nadzieję, że kilka najbliższych moich wpisów rzuci Szanownym Czytelnikom nowe światło na pewne sprawy. Może przy okazji uporamy się z kilkoma szkodliwymi mitami?

GD Star Rating
loading...
Opieka równoważnaCzemu opieka równoważna to kiepski pomysł?Opieka równoważna – dwa domy
Ten wpis został opublikowany w kategorii prawo i praktyka, mężczyźni i kobiety, ogólne, opieka równoważna, opieka nad dziećmi, decyzje w ważnych sprawach dzieci, miłość rodziców i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

3 Responses to Opieka równoważna – wprowadzenie

Dodaj komentarz