Ten tekst został napisany dla jubileuszowego numeru (50-51) kwartalnika Zadra przez wrocławską dziennikarkę Ewę Mastalską. Za zgodą wydawcy i autorki publikujemy go również na naszym blogu.
Niewielu wierzy w jej istnienie, a ona tymczasem miewa się całkiem dobrze. Dyskryminacja mężczyzn, bliźniacza siostra dyskryminacji kobiet, nadal jest obecna w stereotypach i w życiu społecznym, a zwłaszcza w podejściu do spraw rodzinnych. Ale głosy nawołujące do zmian są coraz bardziej słyszalne.
Przyjrzyjmy się skrótowo wizji świata według modelu patriarchalnego. Mężczyzna jest silny, a kobieta delikatna. On jest głową rodziny i zarabia na byt, ona troszczy się o dom i dzieci. W rodzicielstwie kobieta daje ciepło i opiekę, a mężczyzna wymagania. Miłość matki jest bezwarunkowa, a na miłość ojca trzeba sobie zasłużyć.
W ciągu XX wieku sytuacja uległa pozornie ogromnej zmianie. W większości świata uznano, że kobieta może pracować zawodowo łącząc to z życiem rodzinnym, dążyć do osobistego rozwoju, nie jest własnością męża, a przemoc domowa jest przestępstwem. Może ona istotnie zyskała równouprawnienie, ale co z nim?
W odniesieniu do mężczyzn pozostałości dawnego myślenia są nadal obecne.
Może coraz częstszy staje się partnerski charakter związku, a mało osób dziwi już, że pewien pan nie lubi prowadzić samochodu, a inny akceptuje wyższe zarobki żony. Poważniejsze problemy pojawiają się jednak zwykle w momencie ewentualnego rozstania pary i dotyczą podejścia do ról rodzicielskich.
Tutaj pozostałości patriarchatu miewają się całkiem dobrze. Tylko stereotyp tym razem okazuje się krzywdzący dla mężczyzn.
Jaka przez dziesięciolecia była typowa sytuacja po rozstaniu rodziców? Dzieci mieszkały z matką, ojciec płacił alimenty, odwiedzał je w wyznaczone dni, spędzali razem część świąt czy wakacji.
Dlaczego większość mężczyzn się na to godziła? Czy istotnie chcieli być weekendowymi ojcami widującymi dzieci tylko okazjonalnie? Korzystali beztrosko z odzyskanej swobody czy układania życia z nowymi partnerkami? Poza niechlubnymi wyjątkami chyba nie. Ale zdawali sobie sprawę, że w sądzie nie mają szans na uzyskanie stałej opieki, jeśli kobieta nie była osobą pogrążoną w nałogu, skrajnie zaniedbującą rodzinę czy dopuszczającą się ewidentnej przemocy. W większości sytuacji powszechnie uważano, że dzieciom lepiej będzie na co dzień z matką.
Jaka jest geneza tego myślenia? Przede wszystkim przeświadczenie o wyjątkowej więzi łączącej kobietę z dzieckiem. Ma ono nawet podwójne wytłumaczenie biologiczne: zmiany hormonalne zachodzące podczas ciąży i porodu oraz przeświadczenie, że przedstawicielki płci pięknej są z natury delikatniejsze i wrażliwsze, więc nadają się bardziej do zajmowania się potomstwem. Kontrargumenty w postaci miłości do adoptowanych dzieci oraz o przypadkach depresji poporodowej trudno się przebijały do świadomości społecznej.
Marginalizowanie roli ojca również ma korzenie w patriarchalnym myśleniu. Skoro kobieta była przez wieki wyłącznie żoną i matką, to mężczyzna koncentrował się na pozostałej sferze życia. Może był więc uprzywilejowany w 95% sytuacji, ale w pozostałych 5 % pokrzywdzony, choć zapewne sobie z tego nie zdawał sprawy.
Oczywiście oczekiwano od mężczyzny założenia rodziny i spłodzenia dzieci, najlepiej synów. Potem jednak jego rola chwilowo się kończyła na czas ciąży, narodzin i niemowlęctwa. Pokłosiem takiej postawy jest przekonanie, że ojciec nawiązuje bliższy kontakt z dzieckiem dopiero gdy „można się z nim dogadać”, czyli gdy ma ono co najmniej 2-3 lata. Stereotypy utrwalały też zapewne kobiety niedopuszczające partnerów do pomocy przy pielęgnacji maleństwa. Na pewno często dochodziło do paradoksów, gdy zmęczona matka „padała” pod nadmiarem obowiązków, ale uważała, że wszystko powinna sama zrobić, choć ojciec chciał jej pomóc. Wprawdzie stopniowo to się zmienia, ale nadal pozostaje przekonanie, że maluchem zajmie się lepiej kobieta z racji doświadczenia w zajęciach domowych. Tymczasem pokolenie dzisiejszych ojców jest wychowane już w większości przez pracujące zawodowo matki i trudno znaleźć 30-40-letnich mężczyzn, którzy nie umieją przygotować posiłku, włączyć pralki czy użyć odkurzacza.
Skoro nawet panowie mieszkający z dziećmi są w pewnym sensie odsuwani od ich wychowywania, tendencje te nasilają się zwykle po rozstaniu rodziców. Dobrze, gdy oboje próbują zapomnieć o dawnych nieporozumieniach i ustalić wspólny front wychowawczy kierując się dobrem dziecka. Często jednak decyzje w sprawie potomstwa stają się pretekstem do rozgrywek z byłym partnerem, oczerniania drugiej osoby czy negowania jego autorytetu. Siłą rzeczy poszkodowana jest zwykle osoba „dochodząca”, czyli w polskich warunkach w zdecydowanej większości ojciec. Jakoś dziwnie ciągle nie może spotkać się z dzieckiem w wyznaczonym terminie. Jest ono chore, ma dużo nauki, musi odwiedzić dziadków. Z wakacjami też bywa różnie. W lipcu jest świetna oferta obozu żeglarskiego ze szkoły, więc nie może pojechać z tatą w góry. A na sierpień mama dawno już zaplanowała wspólny wyjazd nad morze…
Jak postępowali ojcowie w podobnych sytuacjach? Pewnie początkowo szukali kompromisu, próbowali ustalić na nowo zasady, a potem zwracali się o pomoc do różnych instytucji. A one często a priori dawały większą wiarę wersji matki, a ojciec musiał udowadniać, że „nie jest wielbłądem”.
Stopniowo zaczęły działać ruchy na rzecz równouprawnienia mężczyzn (!). Inicjatywy były jednak rozproszone i przedostawały się zwykle do świadomości społecznej przy okazji drastycznych wydarzeń w rodzaju pikiety czy porwania dziecka przez zdesperowanego ojca. Kilkanaście miesięcy temu pojawiła się jednak próba utworzenia szerszego frontu.
Zaczęło się w listopadzie 2010 od bloga ..”nocotytato.org.pl – blog ojca bezbronnego wobec systemu”. Jego autor nie miał ambicji tworzenia ruchu społecznego ani wejścia w politykę. Był po prostu zdesperowanym ojcem, który po latach milczenia zdecydował się na coming out i obronę, nie chcąc, by w fałszywy obraz uwierzyło troje jego dorastających dzieci.
Blog zyskał dużą popularność w Internecie. Pojawili się liczni komentatorzy, a potem także nowi autorzy (teraz jest kilkanaście osób płci obojga). Wszyscy mieli dużo do powiedzenia na temat przełamania społecznego tabu dyskryminacji ojców w życiu publicznym. I wkrótce spróbowali wcielić to w życie.
Wiosną 2011 autorzy utworzyli na facebooku inicjatywę „Akcja 207”, którą poparło ponad 1000 osób. Tajemniczy tytuł nawiązywał do paragrafu 207 Kodeksu Karnego uznającego za przestępstwo przemoc fizyczną lub psychiczną w rodzinie. Do tej kategorii zalicza się nie tylko bicie, zaniedbywanie czy molestowanie seksualne, ale także alienacja rodzicielska, czyli izolowanie dziecka od drugiego rodzica mającego prawo kontaktu. Inicjatorzy akcji zachęcali do zwracania uwagi na podobne sytuację w swoim otoczeniu, a w skrajnych przypadkach do złożenia doniesienia do prokuratury.
Z czasem blog zmienił podtytuł na „być ojcem mimo wszystko”, a jego autorzy wypowiedzieli się parokrotnie w mediach. Poza zwróceniem uwagi na niedoskonałości w funkcjonowaniu sądów i ośrodków diagnostycznych starali się upowszechniać ideę mediacji w rozwiązywaniu konfliktów oraz sprawę wprowadzenia modelu opieki naprzemiennej. Podkreślali także krzywdy, jakie wyrządza dzieciom izolacja od jednego z rodziców.
W psychologii już od pewnego czasu funkcjonuje pojęcie zespołu alienacji rodzicielskiej (pariental alienation syndrome – PAS), będące skutkiem stosowania obecnych rozwiązań prawnych przyznających główną opiekę jednej osobie. Pojawia się on zwykle, gdy dziecko spotyka się z odsuwaniem od kontaktów z drugim rodzicem, oczernianiem go, nastawianiem wrogo przez głównego opiekuna oraz stawianiem w obliczu konfliktu lojalności. Z czasem może wystąpić także obniżona samoocena, problemy psychosomatyczne, gniew, autodestrukcja, a nawet tendencje samobójcze. W dorosłym życiu taka osoba jest narażona na trudności w budowaniu związków, problemy emocjonalne oraz zaburzenia seksualne.
Nie każde dziecko rodziców po rozstaniu musi być na to skazane. Najwięcej zależy od postaw dorosłych, ale także od zrozumienia problemu w instytucjach mających pomagać rodzinie i w opinii społecznej. A z tym delikatnie mówiąc bywa nie najlepiej. Jeden z autorów bloga nocotytato.org.pl wspomina niedawne spotkanie z posłem. Przedstawiciel parlamentu przyznał, że nie zdawał sobie sprawy, jaka jest skala problemu w Polsce. Uważał, że dzieci zostają zwykle przy matkach, bo przecież wśród ojców zdarzają się patologie.
Podobnie wygląda sprawa przygotowywanej ustawy o możliwości opieki naprzemiennej, która funkcjonuje z powodzeniem w wielu krajach europejskich. Trafiła ona wprawdzie pod obrady parlamentu w poprzedniej kadencji, ale nie została uchwalona. Rozwiązanie to oznacza, że po rozstaniu rodziców dziecko nie zostaje na stałe z jedną osobą, ale spędza czas na zmianę z mamą i tatą, na przykład tydzień tu, tydzień tam.
Oczywiście może to być stosowane tylko w pewnych sytuacjach, ale czasem jest możliwe. Dziecko wtedy ma szansę poczuć, że jego dom jest w równym stopniu u obojga.
Mało rodziców jednak wie, że od kilku lat istnieje w polskim prawie podobne rozwiązanie. Po modernizacji Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego uchwalonej 6 listopada 2008 roku przewidziana jest możliwość pozostawienia władzy rodzicielskiej obojgu rodzicom na ich zgodny wniosek. Do tego celu musi być podpisane porozumienie małżonków o sposobie wykonywania władzy rodzicielskiej i utrzymaniu kontaktów z dzieckiem po rozwodzie. Rozwiązanie takie jest także stosowane, gdy para nie była małżeństwem (wtedy określa się je porozumieniem rodziców).
Nowelizacja jest wzorowana na „planie wychowawczym” stosowanym od lat 0siemdziesiątych XX wieku w niektórych stanach USA. Porozumienie może zawierać także unormowania będące podstawą do wprowadzenia opieki naprzemiennej. Przy podjęciu takiej decyzji sąd musi kierować się dobrem dziecka. Powinno ono mieć zapewnione podobne warunki u obojga rodziców, a zmiany miejsca zamieszkania nie mogą zakłócać jego rytmu życia, kolidować z nauką czy innymi zajęciami.
Gdy władza rodzicielska jest przyznana jednej osobie, druga ma ją zwykle sądownie ograniczoną. Jeśli jednak nie ma zastrzeżeń do jej wykonywania, ma on nadal prawo do współdecydowania w sprawie wychowania i wykształcenia dziecka. Drugi rodzic musi mieć zapewniony dostęp do dokumentacji szkolnej czy medycznej dotyczącej dziecka. Wszelkie próby ograniczania go bez decyzji sądu wyłącznie na prośbę byłego partnera są nielegalne. Powinni to respektować lekarze, nauczyciele i przedstawiciele innych instytucji, z którymi styka się dziecko.
Nowelizacja kodeksu z 2008 roku wprowadziła także unormowania w sprawie kontaktów z dzieckiem po rozstaniu rodziców. Przewidziana jest możliwość ingerencji w przypadku gdy rodzice nie dokładają należytych starań. Dotyczy to zarówno unikania kontaktów z dziećmi, jak i ich utrudniania przez drugą osobę (alienacji).
– Sąd rodzinny ze względu na swoją specyfikę działa z urzędu, naruszanie postanowień w sprawie opieki nad dzieckiem może więc zgłosić także osoba trzecia, na przykład dziadkowie, sąsiad czy nauczyciel – wyjaśnia Beata Zientek, sędzia wizytator w Sądzie Okręgowym we Wrocławiu – Można wystąpić o ich wyegzekwowanie Czasem zostaje przydzielony nadzór kuratora. Jeśli sąd stwierdzi, że rodzic dalej działa na szkodę dziecka, może zostać zmieniona decyzja o wykonywaniu władzy rodzicielskiej.
Alienowana osoba ma więc w teorii spore możliwości obrony. Czasem jednak siły do walki odbiera jej nie tylko postawa byłego partnera, ale przekonanie o z góry straconej pozycji. Niejeden mężczyzna mniej wierzy w przekonanie sądu do swojej wersji wydarzeń niż kobieta w zostanie prezesem firmy.
Rozczarowanie, wściekłość, upokorzenie, poczucie bezradności stanowić może pierwszy krok do mizoginizmu, szukania teorii spiskowych, przekonania, że faworyzowanie matek przez sfeminizowane sądy rodzinne to zemsta kobiet za krzywdy doznane od męskiego rodu.
Pozornie brzmi to groteskowo, ale jest niebezpieczne, bo stanowi wezwanie do otwartej wojny płci. Kobiety bywają postrzegane dosłownie przez wzorce z seksistowskiego filmu „Tato” sprzed kilkunastu lat. Zachwiane emocjonalnie partnerki, straszne teściowe, tendencyjne prawniczki, nienawidzące mężczyzn radykalne działaczki.
Kozłem ofiarnym stają się wszelkie inicjatywy feministyczne. Są odbierane nie jako walka kobiet o należne prawa, ale pretekst do przekonania społeczeństwa o ich wyższej wartości i specjalnych przywilejach. Mężczyźni rozumujący w ten sposób są rewersem owych karykatur feministek. Szanse na znalezienie platformy porozumienia coraz bardziej się oddalają.
Na szczęście pewni panowie rozumieją, że przedstawiciele obu płci mogą współdziałać w walce z dyskryminacją, a ich postulaty są bardzo podobne. Taka jest postawa autorów wspomnianego bloga – żyjemy wciąż w tzw. „patrixie”, czyli świecie mentalności wywodzącej się z patriarchalnych stereotypów. Inny stwierdził, że seksizm może dotyczyć zarówno kobiet, jak i mężczyzn.
Co u nich słychać? Pod koniec 2011 roku blog połączył się z portalem wstroneojca.pl, powstało także stowarzyszenie. Starają się zainteresować swoimi problemami opinię publiczną poprzez obecność w mediach. Duże wrażenie wywarło wystąpienie telewizyjne jednego z autorów, gdy podczas dyskusji o ojcostwie pokazał sweterki zrobione przez niego na drutach dla synka.
Problemy z alienacją rodzicielską to wierzchołek góry lodowej w sprawie dyskryminacji mężczyzn. Na przełamanie czekają wciąż takie tabu jak przemoc rodzinna z kobietą jako sprawcą oraz problemy panów ze swoimi emocjami. Ostatnia sprawa nie jest wcale błaha, ponieważ istniejąca wciąż w opinii społecznej podświadoma konieczność sprostania roli twardziela może skutkować poważnymi zaburzeniami, depresją, a nawet próbami samobójczymi. Znamiennym przykładem jest bezrobocie, które często psychicznie dotyka mężczyzn znacznie bardziej niż kobiety. W tradycyjnych społecznościach on czuje się przegranym nie będącym w stanie utrzymać rodziny, ucieka nieraz w bierność czy alkohol. Nawet gdy partnerka pracuje i warunki bytowe są zapewnione może wpaść w błędne koło kompleksów. Oczywiście najwięcej zależy od prywatnych relacji między ludźmi, ale tutaj również patrix wciąż jest żywy.
10 marca obchodziliśmy Dzień Mężczyzny, znacznie mniej znany niż Dzień Kobiet. Może z tej okazji warto przyjrzeć się uważniej przedstawicielom drugiej płci i pomóc w walce o ich równouprawnienie? W męskiej kwestii też jest nadal wiele do zrobienia!
W tekście wykorzystano fragmenty definicji alienacji rodzicielskiej i zespołu alienacji rodzicielskiej autorstwa Macieja Wojewódki, ojca zajmującego się od lat walką z tymi zjawiskami.
loading...
6 Responses to Patrix – obosieczna broń?