Jeden z Komentatorów napisał:
Problem ojców walczących o prawa do opieki nad dziećmi polega na atomizacji ich działań oraz nadopiekuńczości sądów w sprawach rodzinnych przesuniętej na korzyść matek przeciwko bardzo zorganizowanemu i zinstytucjonalizowanemu ruchowi pomocy kobietom.
Chyba większość z nas zgodzi się z tym, że podstawowym problemem w promowaniu sprawy ojcostwa po rozstaniu z matką jest brak jednego skutecznego lobby ojcowskiego, akceptowanego przez inne organizacje mniejszościowe, lewicowe media, władzę ustawodawczą, rządową (MS) oraz wchodzącą w dyskurs ze środowiskami sędziów i kuratorów, no i z organizacjami samotnych matek przede wszystkim.
A podstawową przeszkodą do stworzenia jednego centrowego lobby ojcowskiego jest duża ilość małych, ambitnych, często lokalnych małych organizacji (a jest ich pewnie ponad 20). Każda z nich to w dużym stopniu “one man show”.
Ze słyszalnych organizacji widać najmocniej mizoginicznych gwizdkarzy, próbujących zaistnieć politycznie na skrajnie prawych obszarach sceny publicznej. Miękkie organizacje – często też zresztą stanowiące teatr jednego aktora – mają bardzo ograniczone środki i usychają w ciszy. Rozdrobnienie i rywalizacja między działaczami, lobbystami i graczami w ojcowskim środowisku faktycznie uniemożliwia silny i sprawny lobbing, szczególnie w sytuacji wszechobecności patriksa i silnej recydywy patriksowej w dobrze zorganizowanych środowiskach kobiecych.
Moim zdaniem nie ma i nie będzie szybko w Polsce ojcowskiego Wercyngetoryksa. Niewielkie są szanse, że pojawi się jeden spójny głos wszystkich ojców. To nie leży w naturze samotnych potępionych wilków.
Ale zimą, gdy głód, często łączą się większe grupy, żeby coś wspólnie upolować. Łączą się na krótko, w konkretnym celu, wbrew ich naturalnym samotniczym skłonnościom. Silniejszy od ich niezależnej natury jest instynkt przeżycia.
loading...