Nie walczmy o pietruszkę

_KS_ siedział, jak zawsze ostatnio, przy komputerze. _DS_ z kolegą odśnieżali nasze podwórko. _JC_ była na zbiórce harcerskiej. _S1_ na zajęciach z szachów. _S2_, jak ostatnio zazwyczaj w weekendy (bo tak sobie wymyślił) u ojca. _DK_ załatwiała sprawy, coś porządkowała, rozmawiała z księgową. Ja odpowiadałem na maile, porządkowałem kontakty, coś planowałem. Mieliśmy niedługo zabrać się do przygotowania obiadu. Normalny weekendowy dzień. Bez stresu, pośpiechu, nerwów…

I nagle doznałem iluminacji… Księgowa wymieszała mi się z debatą o prawach ojca, na to nałożyły się informacje z wiadomości z ostatnich dni o pomysłach na system emerytalny, obniżanie wieku emerytalnego kobietom za rodzenie dzieci, składki zusowskie za okres urlopu macierzyńskiego, równanie bądź nie wieku emerytalnego czy stażu pracy i tak dalej i tak dalej. To wszystko, co mi ostatnio wpadało do głowy wymieszało się i zaowocowało wytworzeniem nowej treści – czyli zrozumieniem.

Winien i Ma – dwie strony konta księgowego. Bilans – aktywa zawsze się równają pasywom. Walczymy jako ojcowie o opiekę nad dziećmi. Ile ona jest dla nas warta? Co po stronie Winien, a co po stronie Ma? Czy jest ona ważna, kiedy sprawuje ją głównie matka w pełnej rodzinie? Czy opłacamy jej chociażby składki na ubezpieczenie emerytalne? Jeżeli jest ona warta naszych zabiegów i wysiłków, jeżeli jest warta wieloletnich zabiegów w sądach, jeżeli niektórzy mogą dla tej opieki nad dzieckiem złamać prawo… Czy cenimy ją równie, kiedy sprawuje ją kto inny? Sąsiadka? Siostra? Kuzynka?

Czy przypadkiem nie jest tak, że często nie możemy osiągnąć efektu w postaci opieki równoważnej, bo mamy problem z ustaleniem jej wagi? Z wyceną?

I tak sobie pomyślałem – może ojcowie alienowani powinni stanąć w jednym szeregu z matkami domagającymi się uznania ich opieki nad dziećmi za okres pracy zaliczany do emerytury? Nie napiszę tu oczywiście projektu ustawy w tej chwili, ale kilka pomysłów chciałbym podrzucić.

  1. Możliwość płacenia składek emerytalnych przez ojca za matkę jego dzieci (i na odwrót oczywiście) jeżeli jedno z nich zostaje w domu, żeby opiekować się dzieckiem lub dziećmi. To żadne obciążenie dla budżetu oraz dla rodziny – po prostu składka płacona przez osobę zarabiającą byłaby dzielona na dwa konta emerytalne.
  2. Pomoc państwa w płaceniu składek emerytalnych w przypadku, kiedy dochód na głowę rodziny jest poniżej jakiegoś progu (w końcu rodzina wychowująca dzieci inwestuje w przyszłość kraju, narodu, państwa).
  3. Płacenie składek emerytalnych za samotnego bezrobotnego rodzica, kiedy wychowuje on trójkę dzieci, połowę przy dwójce dzieci, ćwierć przy jednym dziecku. Albo jakoś podobnie. W każdym razie uznanie, że rodzic, który wychowuje dzieci, jeżeli nawet jest bezrobotny, to jednak wykonuje jakąś pracę dla społeczeństwa i należy mu się rekompensata.

Pewnie trzeba by tu jeszcze dopisać kilka punktów, zabezpieczeń, wentyli bezpieczeństwa. Ale główny punkt mam nadzieję jest jasny – jeżeli nadamy wychowaniu dzieci realną wartość, walcząc o możliwość ich wychowywania nie będziemy postrzegani jako awanturnicy, którzy chcą się zemścić na byłej partnerce, jak Ci, którzy chcą coś komuś udowodnić, ale jak osoby, które chcą coś realnego, wymiernego i wartościowego dać swoim dzieciom, społeczeństwu, państwu…

Panowie! Nie walczmy o pietruszkę!

GD Star Rating
loading...
Ten wpis został opublikowany w kategorii być matką, mężczyźni i kobiety, dyskryminacja, opieka równoważna, system wartości, opieka nad dziećmi, siła stereotypu, miłość rodziców, być ojcem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

6 Responses to Nie walczmy o pietruszkę

Dodaj komentarz