(dedykowane Józkowi)
Gdy czytam Twoje komentarze i wpisy o alienacji, w wielu aspektach się z Tobą zgadzam. Wymienię je na początek:
Spiski – nie.
Działalność edukacyjna – tak.
Sprawa nie jest prosta i oczywista – tak (nie jest ).
Koncentrowanie się na korupcji – nie, choć z zastrzeżeniami (łapownictwo i sprzedajność to chyba jednak w moim odczuciu zjawiska marginalne w sądownictwie rodzinnym; czym innym jest korupcja rozumiana jako nepotyzm oraz obrona przywilejów i ciepła posadek).
Z częścią Twoich poglądów mam problem. Jeśli pozwolisz, będę krótko uzasadniać.
– Odrzucasz zmiany prawne jako metodę. Tymczasem nawet zmiana świadomości oraz przeszkolenie choćby wszystkich ojców z partnerstwa, opieki i skutecznego zapobiegania i zwalczania alienacji (proces na lata, nadmieniam, bądź nawet dekady i na dodatek utopijny mocno) nie spowoduje żadnej zmiany w orzecznictwie. Dalej przy obowiązującej literze prawa będzie baaaardzo ciężko. Wszystkim.
– uważasz działanie sądów, kuratorów i RODK za nieświadome. To jednak chyba pycha i myślenie życzeniowe jednocześnie. To inteligentni, mądrzy ludzie. Absolutnie nie głupsi niż Ty czy ja, często mądrzejsi. Kształt systemu promuje lenistwo, tumiwisizmu. Dodając brak odpowiedzialności i jakiejkolwiek oceny pracy powstaje system korupcjogenny, gnilny. Te osoby są jego świadomymi uczestnikami. Ofiarami też, ale w takim zakresie, w jakim oprawcy z SB musieli się upijać, żeby kogoś zatłuc na śmierć.
– napisałeś, że szkolenie będzie prostym narzędziem. I skutecznym. Nic nie jest proste. Narzędzia musimy sami tworzyć, najlepiej wraz z fachowcami różnych dziedzin. Co do skuteczności – choćbyś stworzył najwydajniejszy system szkoleń, jakie wróżysz zainteresowanie? Ile osób będziesz w stanie wdrożyć w to szybkie i skuteczne narzędzie antyalienacyjne?
Konkludując:
1/ obyczaj zmienia się niezależnie od nas. W dobrym kierunku. Ojcostwo zyskuje na wartości, macierzyństwo zmienia swoje oblicze z cierpiętniczo-martyrologicznego na zdrowe, krzepkie. Nie w naszych rozpadłych rodzinach, ale to też nasza “zasługa”.
2/ świadomość należy budować i jest to warunek konieczny sukcesu. Ale nie jedyny i nie najważniejszy.
3/ zmiana prawa – to powinno być naszym celem głównym. Kompleksowa, choć uzyskiwana krok po kroku. Aby to było skuteczne, musimy jednakże znać kierunek. I rozumieć konieczność zmian. W miarę jednomyślnie, odchyły możliwe, ale rzekłbym – w granicach odchylenia standardowego.
Nie może być wymówką to, że prawo zmienia się trudno. Moim zdaniem o wiele łatwiej niż obyczaj i świadomość społeczną. A koncentracja na 2 pierwszych punktach z pominięciem 3/ będzie przeciwskuteczna. Nie mówię, że wiem, jakie te zmiany powinny być. Mam swoje pomysły, wykładam je tu we wpisach. Ale to ma być raczej zaczyn rzeczowej dyskusji.
Jak już się zgodzimy co do kierunku zmian, wtedy konstruujemy narzędzia. I ważne – jak postanowimy coś o charakterze strategicznym i uzgodnimy metody, realizujemy. Nie oglądamy się już za siebie. Mierzymy w określonych terminach ustalone wskaźniki skuteczności, porównujemy z benchmarkiem (np. wynikami innych krajów) i ewentualnie modyfikujemy strategię. Nie rezygnujemy w pół drogi. Inaczej nie dowiemy się, czy strategia jest skuteczna.
Czasem trzeba będzie ustąpić, przegrać jedną czy drugą bitwę, część zremisować. Jesteśmy na to gotowi?
Bo na razie se gadamy, nawet nie zaczęliśmy odkurzać map sztabowych. A pora zacząć wielkie wietrzenie, bo gnilny smrodek systemu bardzo “daje” mi po nozdrzach.
A Tobie, Józku?
loading...
5 Responses to O strategii, czyli niech niezgoda buduje…