– Dziękuję, że przyszłaś.
– Nie ma za co. W sumie już od dawna chciałam się z Tobą spotkać i szczerze porozmawiać o sprawach naszego dziecka.
– Doceniam. Czyżby działo się coś złego?
– Nie, nie. Wszystko w porządku. Zero problemów, grzeczny, miły, nauka rewelacyjnie. Cóż, nie wiem, jak to powiedzieć….
– Nie jestem pewien, czy umiem pomóc.
– Bardzo go kocham, ale zauważyłam, że chyba Wy się lepiej rozumiecie. Może dlatego, że obaj jesteście chłopcami.
– Może. Chociaż moim zdaniem idzie Wam całkiem dobrze. Mama to ważne oparcie dla każdego młodzieńca. Może nie umie tego okazać, wchodzi w głupi wiek… Chcesz, żebym z nim porozmawiał, coś mu wytłumaczył? Czy może mamy z nim wspólnie coś omówić?
– Niezupełnie o to mi chodzi. No dobrze, powiem wprost. Odnoszę wrażenie, że on jest w wieku, w którym bardziej potrzebuje ojca niż matki. I mam w związku z tym propozycję. I proszę, żebyś się nie śmiał i poważnie to przemyślał.
– Słucham. Brzmi intrygująco.
– Wiem, że różnie między nami bywało. Nie doceniałam Twoich wysiłków, często kpiłam z Ciebie w roli ojca. Choć w głębi duszy Cię podziwiam. Od dawna. Wiem, że to wszystko robiłam z żalu, złości, gniewu, nienawiści…
– Mniej więcej łapię już główną myśl.
– No właśnie. Przepraszam. To było głupie.
– Nie ma za co. Ja też przepraszam, nigdy nie byłem święty.
– Jesteś świetnym ojcem.
– A Ty wspaniałą matką!
– Dziękuję. Nie w tym rzecz. Długo o tym myślałam. Nie daję sobie rady, widzę, jak on desperacko za Tobą tęskni. Generalnie dni płyną nam dośc leniwie, pełne tych samych czynności. On ożywia się tylko, jak rozmawia z Tobą – dobrze, że tego Skype’a wymyślono, bo bym chyba zbankrutowała na telefony. Z Tobą jest ciekawiej, z różnych powodów. Ja po prostu nie mam w sobie tyle pasji.
– Nie jest tak źle. Nigdy się nie skarżył na straszną nudę. No dobra – prawie nigdy.
– Nie będę owijać w bawełnę. Może zamienimy się rolami? Myślę, że na tym etapie jego rozwoju 10 dni z matką w miesiącu wystarczy. Tylko czy Ty byłbyś w stanie poświęcić mu jeszcze więcej czasu niż teraz?
– Sądzę, że tak. W pracy jest stabilnie, zresztą technika rozwinęła się mocno i nie jestem przykuty kablem do biurka. Od kiedy?
– Może od nowego roku szkolnego.
– A jak Młody to przyjmie? Rozmawiałaś z nim?
– Tak. Nie chciał mi robić przykrości, więc trochę się krygował, ale chyba w głębi duszy fikał koziołki. Cóż, matka wie takie rzeczy.
– Wiedzieć to jedno, ale przyznanie tego wymaga wielkiej klasy. Podziwiam.
– Nie przesadzaj. Ale dzięki. Jest jeszcze jedno. Pieniądze…
– Co z nimi?
– Wiesz, nie widzę powodów, abyś dalej w nowej sytuacji płacił mi alimenty. Będziesz się dzieckiem opiekować dłużej, potrzebujesz więcej – to oczywiste. Tylko – trochę mi głupio – ja też nie bardzo będę mogła płacić Tobie. Nie jest źle, ale sam rozumiesz – to spora kwota. Żeby Ci jakoś pomóc, wymyśliłam, że załatwimy to oficjalnie i zmienimy miejsce zamieszkania dziecka. Wtedy będziesz mógł się rozliczać jako samotny rodzic. Sporo na tym zyskasz, bo przecież pracujesz na etacie. Ja się tak rozliczałam – prowadząc działalność i przy moich nieco mniejszych dochodach nie zyskiwałam na tym dużo, ale zawsze coś. OK, co o tym wszystkim sądzisz?
– Że mądra z Ciebie kobieta i kochająca matka. Natychmiast dzwonię do naszego syna z gratulacjami.
– Pogratuluj mu obojga rodziców.
loading...
5 Responses to Rozmowa, której nigdy nie było