Złoty środek albo jak zachować się w konflikcie

Ojciec powinien być oczywiście troskliwy, dbający, powinien kochać dzieci i ich matkę, zapewniać im oparcie, pomoc, bezwarunkowe oddanie. Oczywiście niektóre bajki trwają do końca, inne… no, cóż, czasem po pocałowaniu księżniczki zmienia się ona w żabę, czasem powody są jeszcze inne, mniej lub bardziej skomplikowane. Czasem to księżniczka zastępuje księcia królewiczem, równie często bywa odwrotnie.

Niemniej można przyjąć, że w większości sytuacji ojciec przestaje kochać matkę, ale nie przestaje kochać dzieci. Chyba że i wcześniej ich nie kochał i nie zajmowały go specjalnie – ale to raczej nie jest typowe (możecie mnie nazywać naiwnym Smile ).

Powstaje pytanie – co zrobić w sytuacji rozstania, albo wręcz w sytuacji rodzącego się konfliktu? Konfliktu, który często trafia pod osąd osób trzecich. Osób, które niczego o nas (a czasem o życiu w ogóle) nie wiedzą, ale wraz z czarodziejskim łańcuchem (wszak bajka trwa) otrzymały przywilej decydowania o ludzkich losach.

Jest to jedna z tych sytuacji, w których pewnie nie ma dobrych rozwiązań. Również ojcowie piszący tutaj gubią się w tych wyborach. Zauważyli to Państwo zapewne.

Jedni próbują być nad wyraz hojni, łaskawi i mili, uprzedzająco grzeczni – jakby kompensowali mniej lub bardziej urojone swoje przewiny. Drudzy wręcz przeciwnie – wojna to wojna! Jak Bóg Kubie, tak Kuba Bogu – jak powiedział Fidel Castro. Wniosek za wnioskiem,szykana za szykaną – niezależnie od ceny, jaką sami płacą za rozwścieczanie drugiej strony. Łatwo wpaść w taką spiralę nienawiści, tym bardziej, że nie brakuje czynników stymulujących.

Nie wiem, jaka postawa jest właściwa. Próbuję znaleźć coś pomiędzy tymi dwoma – czyli tam, gdzie można, staram się łagodnie, ugodowo i z szacunkiem, ale gdy się nie da (czyli moja wyciągnięta dłoń spotyka się z zaciśniętą pięścią) – trudno, wtedy przyjmuję postawę nieprzyjazną. Wszak nie można dać sobie „dmuchać w kaszę”. Moje doświadczenie podpowiada mi, że postawą ugodową nie zyskuje się szacunku ani niczego od byłego partnera. Ale oczywiście może to być osobniczo zmienne.

Ważne, aby przy szukaniu owego „złotego środka” (nadmienię, że ja go jeszcze nie znalazłem) zachować uczciwość i szacunek do samego siebie. Oraz nie tracić z oczu celu, którym jest zbudowanie lub utrzymanie więzi z dzieckiem czy dziećmi. I patrzeć do przodu, nie za siebie. Żal i poczucie winy to pożywka frajerów. Ugodowość w granicach rozsądku jest pożądana, ale czas dawania forów nie może trwać wiecznie.

Inna rzecz, że przyjmując pewną postawę zawsze należy być przygotowanym na to, że druga strona zupełnie tego nie dostrzeże. BM na pewno nie uważa moich propozycji podziału majątku za hojne, ale uczciwie i matematycznie patrząc, takie właśnie one były. Podjęła decyzję toczenia zimnej wojny, długotrwałej i kosztownej – niestety, będzie musiała zmierzyć się z konsekwencjami. Piszę to bez satysfakcji, ale jeśli propozycja pozostania z mieszkaniem i pieniędzmi na nowy samochód była nie do przyjęcia, być może taką okaże się wizja licytacji mieszkań i pozostania z długiem wobec mnie parokrotnie przewyższającym wartość owego samochodu; o takim drobiazgu jak koszty utrzymania owego majątku oraz obsługi prawnej nawet nie wspomnę, bo i po co?

A najsmutniejsze jest to, że te stracone pieniądze (fakt – przez nas oboje) bardziej przydałyby się dziecku. Jednak – o czym warto pamiętać – gdy rozum śpi, budzą się upiory. W tym wypadku są one upiornie kosztowne.

GD Star Rating
loading...
Ten wpis został opublikowany w kategorii rozstanie, o życiu, być ojcem, relacje między rodzicami, być matką, podzial majątku, decyzje w ważnych sprawach dzieci i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 Responses to Złoty środek albo jak zachować się w konflikcie

Dodaj komentarz