A mury runą, runą, runą…

Ten dzień nie zaczął się dobrze… Nie jestem przesądny, więc nie szukam uzasadnień. Ale jednak, jak widać, bywają dni lepsze i gorsze. Najpierw wizyta kontrolna u lekarza. Kolejny miesiąc zwolnienia… Potem pędem do sądu na ogłoszenie wyroku tak, żeby jeszcze zdążyć na rehabilitację. W międzyczasie _DK_ w pociągu niefortunnie skasowała bilet – datownik odbił się nie w tym miejscu, gdzie powinien – i musi zapłacić opłatę specjalną. Na szczęście nie jest ona ogromna. Później jeszcze szereg pilnych działań – wszystko w pędzie, na ostatnim oddechu. Jakoś się wszystko ułożyło i zgrało w czasie, więc już tylko pies, który mi zerwał na spacerze zegarek, dołożył się do ogólnej kiepskiej oceny tego dnia. Ale oczywiście wyrok w sprawie o kontakty dzieci z ojcem stał się głównym kryterium.

Nie będę zdradzał szczegółów postępowania. Postępowanie jest za zamkniętymi drzwiami i dotyczy spraw delikatnych. Ale ogólne wrażenia mogę opisać. Otóż prawie dwa lata temu złożyłem wniosek o uregulowanie ważnych spraw małoletnich dzieci. Sąd nie przyjął takiej formuły wniosku. Kazał mi wybrać pozycję ze standardowego menu – niech się pan zdecyduje, czy chodzi o egzekucję kontaktów, czy o uregulowanie kontaktów, czy o co w końcu? Pozbawiony pomocy prawnej, bo sąd odmówił pełnomocnika z urzędu a na własnego mnie nie stać, uznałem, że najlepiej będzie zająć się rozszerzeniem kontaktów. Po jakimś roku, kiedy _PM_ złożyła pozew o podział majątku, postanowiła również zacząć oddziaływanie w tej sprawie. Że to pozostaje w ścisłym związku pisał już tutaj nieoceniony oracz (wielokrotnie wykazał, że jest blisko z _PM_), który wprost powiedział, że skoro zaczęły się przepychanki o dom (tak to chyba ujął) to oczywistym jest, że musiała mi ograniczyć kontakty z dziećmi. No fakt, jest w tym jakaś logika…

No więc złożyła wniosek o ograniczenie mi kontaktów z _JC_. Oraz jeszcze jeden – o ograniczenie mojej władzy rodzicielskiej. W każdym razie sąd dołączył do mojego wniosku o rozszerzenie kontaktów jej wniosek o ograniczenie kontaktów i objęcie ich nadzorem kuratora. No, skoro walczymy o podział domu, to trzeba mieć mocne argumenty. Nie uciekam się do tego typu metod, ale rozumiem, że niektórzy widzą sprawiedliwość tak, jak matka Pawlaka w „Sami swoi” – sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie. Zakładałem jednak, że czasy się zmieniły, w sądach są bramki do wykrywania granatów, a cywilizowany urząd w państwie będącym członkiem Unii Europejskiej nie da sobą aż tak manipulować. Rozsądzi różne racje, rozważy za i przeciw, znajdzie jakiś punkt gdzieś pomiędzy dwoma wnioskami. Wiedziałem już, że nie muszę mojej sprawy wygrać. Ale liczyłem na rozsądek sądu. Czyżbym dał się zwieść wspólnemu rdzeniowi tych dwóch słów?

Sąd w swoim wyroku w całości oddalił mój wniosek i praktycznie w całości (jeszcze nie znam wszystkich szczegółów, ale w zasadniczej części na pewno) uznał wniosek _PM_. Po pierwszym szoku kulturowo-estetycznym przyszedł czas na przemyślenia i refleksje. Oto kilka z nich:

  1. Nigdy nie popierałem „ekstremistów ruchu ojcowskiego”. Uważałem, że nawiązując kontakt z mainstreamem można uzyskać więcej. Że nie warto samemu się usuwać poza nawias. Nie zostałem jeszcze ekstremistą. Ale doskonale rozumiem, skąd się biorą te emocje, które każą krzyczeć pod sądami, ujawniać przebieg postępowania, nazwiska sędziów itp. itd. Kiedy człowiek się styka z jawną i otwartą arogancją wobec prawa połączoną z poczuciem całkowitej bezkarności, a chodzi o jego dzieci, trudno zachować spokój.
  2. Wszyscy wiedzą, że rewolucje i przewroty nie powstają w sytuacji najgłębszej depresji i pognębienia, ale kiedy pojawia się jakieś światełko, cień nadziei. Teraz myślę, że jest jeszcze jeden ważny element – nadmierna pewność siebie władzy. Kiedy zaczyna ona grać swoim podwładnym na nosie, zbliża się do swojego kresu. Wcześniej czy później jej czas się skończy.
  3. Natura ludzka jest zdolna do niewyobrażalnych kompromisów. Matka, która próbuje przehandlować dobro swoich dzieci za kawałek majątku. Prawnik-pełnomocnik, który nie cofnie się przed żadnym świństwem i bezprawiem, byle zadowolić klienta. I wreszcie sędzia, która za nic ma nie tylko podstawowe akty prawne – konstytucję i kodeksy, ale również zwykłą logikę. O tempora, o mores!
  4. To nie może się utrzymać wiecznie. Ten mur odgradzający dzieci od ich ojców musi w końcu runąć. Oczywiście, nigdy nie powinien powstać i ten upadek na pewno będzie spóźniony. Ale runie, runie, runie…
GD Star Rating
loading...
A mury runą, runą, runą..., 4.0 out of 5 based on 1 rating
Ten wpis został opublikowany w kategorii alienacja rodzicielska, opieka nad dziećmi, zespół alienacji rodzicielskiej, sądy, urzędy, instytucje, PA i PAS, wspomnienia z sądu, system wartości, być ojcem, prawnicy, prawo i praktyka, mężczyźni i kobiety, dyskryminacja, organizacje i ruchy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

8 Responses to A mury runą, runą, runą…

Dodaj komentarz