Często powtarzanym argumentem przy ustalaniu opieki jest stabilność – środowiska, otoczenia, opiekunów… Psychologowie – a najczęściej psycholożki uzasadniając powierzanie opieki matkom – powołują się na ową mityczną stabilność, łącząc ją z poczuciem bezpieczeństwa i ogólnym dobrostanem, a wszelkie odchyły od normy i rutyny dnia codziennego jako zagrożenie tych pożądanych wartości.
Co ważne – nie podpierają tego (z naprawdę nielicznymi wyjątkami podejmującymi takie próby) jakimikolwiek wynikami badań, oceną zachowań dzieci w wieku późniejszym, wywiadami. Niczym nie podpierają, bo uznają, że… nie muszą. Wygodnie jest przyjąć jakąś tezę jako aksjomat i potem ją obudowywać wątkami pobocznymi. Jest to o tyle niewygodne dla adwersarzy, że – po pierwsze – trudno to od razu dostrzec („ponadczasowe, odwieczne prawdy” są tak wdrukowane w nasz sposób myślenia, że sami uznajemy je za oczywistości), a jeszcze trudniej – obalić.
Przy całym moim szacunku dla stabilności, uważam, że jest to słowo-wytrych, przez każdego rozumiane nieco inaczej. Dla mnie stabilne jest to, że kocham Syna, że pragnę być kochany i szanowany przez niego. A cała reszta – np. gdzie ta nasza miłość będzie realizowana, czy będzie to z częstotliwością taką czy inną, w towarzystwie takim czy owakim – jest otoczką. Nieco mniej istotną.
Dom dla mnie oznacza bezpieczną przystań, w której człowiek czuje się u siebie, w której może sam zadecydować o sobie, w której czuje się dobrze. Wg tej definicji takich domów można mieć 5, 10, 15… na każdą okazję i nastrój.
Tymczasem zbyt wiele spraw jest podporządkowanych koncepcji jednego środowiska. Czy dziecko w jednym środowisku znajdzie wszelkie możliwości rozwinięcia czy wręcz ujawnienia swego potencjału? Nie wiem, ale wątpię. Ani dziecka, ani dorosłego nie należy zamykać w klatce stabilności i przycinać skrzydeł jak paznokci. Rozwijamy się całe życie. Jako rodzic mam prawo chcieć dla swojego dziecka nie stabilności, tylko mnogości wrażeń. Część zapewnię mu ja, część mama… I dobrze.
Ten może nieco przydługi wstęp jest próbą podzielenia się z Państwem refleksjami po lekturze artykułu „Iluzje czasu” w Newsweeku (nr 33/2011). Warto go przeczytać uważnie i w całości, niemniej spróbuję Państwu przybliżyć jedną z głównych myśli. Jest on podsumowaniem welu różnych badań nad zjawiskiem pojmowania upływu czasu i tym, jak bardzo różni się jego odczuwanie w momencie przeżywania różnych zjawisk od tego, co zostaje nam z danych wydarzeń po latach. Odkryto i dowiedziono istnienie tzw. mechanizmu huśtawki – dobrze opisuje go cytat: „to, co teraz mija szybko, w przyszłości będziemy pamiętać jako długie, a to, co dzieje się wolno, za miesiąc zda się wyjątkowo krótkie”. Ów pozorny paradoks zilustrowany jest świetnie porównaniem dobrej zabawy podczas przyjęcia (mile spędzony, szybko minął) z czasem przestanym w korkach (dłużącym się niemiłosiernie). Po roku będziemy pamiętać to świetne przyjęcie, pewnie nawet z jakimiś zabawnymi szczegółami, do których będziemy chętnie wracać. A godzinny korek zredukuje się w naszej tzw. autobiograficznej pamięci do zera. Wypływa z tego pewna życiowa nauka, dla mnie będąca właśnie wyrazem konfliktu między stabilnym środowiskiem a życiem pełnym wrażeń. Ujął to przepięknie niemiecki pisarz Thomas Mann w przytaczanym w artykule fragmencie „Czarodziejskiej góry” (co ciekawe, jego wizję potwierdzają wyniki badań z zakresu współczesnej psychologii):
Jeżeli każdy dzień jest taki sam jak wszystkie, to wszystkie one są jak jeden dzień i przy zupełnej jednostajności najdłuższe życie wydałoby się całkiem krótkie i uleciałoby niepostrzeżenie.
Ja bym tak nie chciał, a Państwo?
Można temu zaradzić, do czego przekonuje inny cytat, tym razem francuskiego filozofa, który niech będzie ostatecznym argumentem w odwiecznej walce między stabilnością a ciekawością:
Jeśli chcesz wydłużyć perspektywę czasu, to ją zapełnij, jeśli masz szansę, tysiącem nowych rzeczy.
Gdybym musiał wybierać, czy pragnę dla Syna życia ciekawego, czy stabilnego (choć do pewnego stopnia da się te wartości pogodzić), optuję zdecydowanie za tym pierwszym.
loading...
28 Responses to Stabilnie czy ciekawie?