Jakoś tak się składa, że gdy jakaś rzecz nas dotyczy, wszędzie zaczynamy ją widzieć. Gdy przytyjemy, nagle wszędzie pojawiają się reklamy cudownych diet, a sklepy dla puszystych spotykamy niemal na każdym rogu. Gdy zbliża się termin porodu, w każdym tytule prasowym pojawiają się artykuły o zagrożonej ciąży…Itd., itp., myślę, że wiecie, o co mi chodzi.
Gdy przypadkowo zaszedłem na kiermasz taniej książki, cóż wpadło mi w oko? Pozycja brytyjskiej autorki Victorii Perrett “Przetrwać rozwód” . Podobają mi się w niej dwie rzeczy:
- dość optymistyczne ujęcie tematu (raczej jako nowej szansy niż życiowej traumy); choć niektórych może razić momentami frywolny styl autorki;
- ciekawe dane analizujące samo zjawisko.
I właśnie pośród tych ostatnich trafiłem na zestawienie, którym chciałem się z Państwem podzielić:
“Z roku na rok na całym świecie rośnie liczba rozwodzących się par. W wielu krajach ponad połowa par, które powiedziały “Tak”, teraz mówi “Nie”. Na szczycie listy znajduje się Białoruś, gdzie aż 68% małżeństw kończy się rozwodem. Tuż za nią jest Wielka Brytania, gdzie wskaźnik ten wynosi 53%, a następnie USA, gdzie 49% małżeństw każdego roku przeprowadza sądowy rozwód. (…) nie w każdym kraju odnotowuje się gwałtowny wzrost liczby rozpadających się małżeństw. We Włoszech podaje się, iż tylko 12% małzeństw kończy się rozwodem, na Cyprze 13%, w Hiszpanii 17%, a w Grecji 18%”.
W dwóch akapitach autorka rozważa przyczyny – w jednym niby na poważnie, ale wykazując pewną dezorientację, w drugim nieco żartobliwiej:
“Warto zauważyć, że wskaźnik rozwodów jest najniższy w głęboko katolickich lub ortodoksyjnych krajach, takich jak Włochy, Hiszpania, Cypr i Grecja”.
“Może tajemnica tkwi w śródziemnomorskim klimacie [o dziwo – to ma większy sens niż poprzednie dywagacje; uwaga moja – Olgierd] lub jakimś składniku, który dodają do oliwy z oliwek, lecz faktem jest, że małżeństwa w cieplejszych krajach mają znacznie większe szanse przetrwania niż w wielu innych”.
Zatem, drodzy Państwo, mamy receptę na szczęście małżeńskie – nie ma powodu się męczyć w krajach z marnym klimatem i zaharowujących się na amen, trzeba ruszyć na południe! Słońca i wina więcej, a do tego tak gorąco, że komu by się chciało rozwodzić… Nie ma łatwych odpowiedzi, czego dowodem niech będzie internetowa ciekawostka, że wskaźnik Białorusi wydaje się wręcz dziecinną igraszką wobec osiągnięć Malediwów – zastosowano inny przelicznik, ale podczas gdy ilość rozwodów na 1.000 mieszkańców na Białorusi wynosi 4,63 – kwota dla egzotycznego archipelagu wynosi… 10,97 i jest to absolutnie niemożliwa do pobicia czołówka światowa (nasz wschodni sąsiad zajmuje drugie miejsce w tym zestawieniu).
[żródło: ciekawostkigeograficzne.republika.pl]
Jeśli nie pogoda, to co zapewnia sukces? Sieriozny argument o religii słabnie w zetknięciu z danymi – już nawet pomijam wysoki odsetek w mocno purytańskich USA podany wyżej, ale raportu Barna Research Group z 2000 roku nie mogłem sobie podarować (dane z USA):
[oryginalne opracowanie raportu mogą Państwo znaleźć tutaj; ja podaję polski komentarz za stroną http://pewnosc.blogspot.com/2011/07/analiza-wskaznika-rozwodow.html; proszę wybaczyć jakość tłumaczenia, ma jedną zaletę, że nie musiałem tego robić sam ]
“Wskaźnik rozwodów w przekroju chrześcijańskich wyznań:
Denominacja % osób rozwiedzionych
Nie-zdenominowani ** 34%
Baptyści 29%
Pozostali protestanci 25%
Mormoni 24%
Katolicy 21%
Luteranie 21%
** Ewangelicznie wierzące chrześcijańskie kongregacje, nie będące częścią żadnej wielkiej denominacji.
Kolejna część raportu jest jeszcze bardziej zaskakująca, bo wynika z niej, że odsetek rozwodów wśród osób deklarujących się jako narodzone na nowo jest wyższy niż u ateistów.
Religia % rozwiedzionych
Żydzi 30%
Narodzeni na nowo chrześcijanie 27%
Pozostali chrześcijanie 24%
Ateiści, Agnostycy 21%
Krytycy tej części raportu mówią jednak, że ateiści w dużej mierze rzadziej zawierają związki małżeńskie, wybierając życie w nieformalnych relacjach. Niemniej jednak kolejne dane są jeszcze bardziej szokujące.
Obszar % rozwiedzionych
Południe 27%
Środek 27%
Zachód 26%
Północny-wschód 19%
Według rządowych danych NCPA zagłębiem rozwodów jest Nevada, a regionem w Stanach o najwyższym odsetku rozwodów jest tzw. Bible Belt, czyli południowo-wschodnie stany zamieszkiwane w większości przez konserwatywnych, ewanglikalnych protestantów.”
Oczywiście i tu znaleźli się oburzeni krytycy, dla których wyznanie jest wyznacznikiem moralności i którzy ateistom w ogóle odmawiają prawa do życia. Rzucili się do tłumaczeń: poziomem dochodów, dzietnością (co ciekawe – z innej części raportu wynika, że najbardziej narażone na rozwód są rodziny bez- i wielodzietne, a mniej te o średniej dzietności) i innymi – najlepiej niewymiernymi, wtedy trudniej obalić – pseudoargumentami.
Dla mnie jest to jeszcze jeden dowód, że stawianie znaku równości między religijnością a “moralnością” zachowań społecznych jest zabobonem i przesadą. A stygmatyzowanie rozwodników (czy innych grup różniących się od narzuconego przesądem schematu) przypisywaniem im niższego poziomu moralnego jest – delikatnie mówiąc – nadużyciem; a mniej delikatnie – zwyczajną niegodziwością.
Żeby zakończyć nieco lżej, wrócę jeszcze do sprawy naszych śródziemnomorskich europejskich pobratymców. Mój komentarz może być taki (przepraszam, że uogólniam) – kto zna Włochów czy inne południowe narody, wie, że często receptą na szczęśliwy związek dla nich jest dość swobodne podejście do wzmiankowanych zasad religii. Ortopedzi alarmują, że najpowszechniejszym zwyrodnieniem dorosłych osobników w tych społeczeństwach jest – za pozwoleniem – “d… na boku” (d… płci obojga, żebym nie został posądzony o szowinizm). A przyczyną małej ilości rozwodów może być zwyczajne lenistwo – przemiłym skądinąd Grekom się naprawdę nic nie chce.
I jako że wpis właśnie przekroczył niedozwoloną liczbę 800 słów, nie ma chyba sensu dłużej się nad tym dłużej… rozwodzić.
loading...
1 Responses to Rozwód w kulturach świata