Świat jest złożony i skomplikowany. Każdy widzi go nieco inaczej. Poza faktami, o których damy i dżentelmeni nie rozmawiają, jest szerokie pole do interpretacji i subiektywnych opinii. W zasadzie nie istnieje w sprawach międzyludzkich coś takiego, jak prawda obiektywna. Każdy ma swoją prawdę i każda z nich jest równie dobra tak długo, jak długo nie zaprzecza faktom. To one wiążą subiektywną prawdę z rzeczywistością.
Niestety, w ostatnich czasach szczególnie w Polsce w obszarze publicznej debaty zanikła umiejętność rozmowy w poszukiwaniu porozumienia, wyjaśnienia wątpliwości czy uzgodnienia wspólnego stanowiska. Zamiast argumentów at rem używa się tych ad personam. Już nie rozmawiamy, co będzie dla Polski lepsze, ale kto jest gorszym przestępcą, kto gorzej szkodzi obywatelom, kto jest głupszy, bardzie cyniczny, podstępny czy oszukańczy. A taka rozmowa nie może prowadzić do porozumienia czy wyjaśnienia czegokolwiek. Ona służy jedynie podnoszeniu temperatury dyskusji i większej polaryzacji rozmówców. Bo już liczy się tylko to, komu uda się zmieszać z błotem przeciwnika (bo to już nie jest rozmówca tylko wróg).
Również na nasz blog docierają czasem przedstawiciele takiego podejścia do poszukiwania prawdy. Niestety. Najczęściej najlepszą metodą jest podejście zasugerowane przez Olgierda:
Nie wdawaj się w polemikę z idiotą. Najpierw sprowadzi Cię do swojego poziomu, a potem pokona doświadczeniem.
Najczęściej. Jednak czasem nie można odpuścić i trzeba, chociażby z zaciśniętymi zębami, prowadzić wymianę zdań. Po czym poznać ten moment?
Pisałem już wczoraj o poziomie dyskusji. Argumenty personalne, epitety zamiast argumentów, lawirowanie i zmienianie tematu w stylu “a wy gnębicie murzynów” to jest objaw niezwykle ograniczonych kompetencji rozmówcy do kontaktów z ludźmi. One sugerują, żeby po prostu się odwrócić i zająć czymś innym. Nie każdy lubi odpowiadać chamstwem na chamstwo czy bezczelnością na bezczelność.
Ale na przykład w wypowiedziach naszego najnowszego drogiego atakującego – niejakiego oracza, który tak bardzo wstydzi się swoich metod rozmawiania, że najbardziej strzeże swojej anonimowości, mamy do czynienia ze znacznie większym zagrożeniem. Otóż w jego (czy jej, bo w sumie nie wiadomo, kto siedzi za klawiaturą) wypowiedziach sączy się pod powierzchnią bardzo niebezpieczny przekaz. W atmosferze dbałości o wartości, w języku przesiąkniętym wartościowaniem i ocenami moralnymi, przemycane są najgorsze i najbardziej szkodliwe stereotypy. Niejako tylnymi drzwiami do dyskursu wprowadzane są tezy czy poglądy, które nie tylko są całkowicie sprzeczne z aktualną wiedzą o życiu człowieka, o wychowaniu dzieci i ich potrzebach psychicznych, ale stoją również w jawnej opozycji do obowiązującego w Polsce prawa. Oto kilka z najbardziej szkodliwych wypowiedzi tej osoby:
Obecnie to już exrodzina. (10-08-2011)
Pogląd że tylko najstarszy syn nie chce znać “kochanego tatusia” nie oznacza ze pozostałe dzieci go kochają. (11-08-2011)
Piszę “była rodzina” świadomie niemożna mieć dwu rodzin. (3-10-2011)
Moim zdaniem jeżeli wam się nie udało się i jest jak jest, należy dążyć do uzyskania tego minimum które się człowiekowi należy i uciekać do lepszego niepopieprzonego życia. Nie pielęgnować zawiści, urazy, żalu. Należy budować nowe życie i powiedzieć jak Wokulski – “Farewell Miss Iza, Farewell !” (6-10-2011)
No i ta ostatnia, najbardziej kuriozalna, odsłaniająca ostatecznie właściwą płaszczyznę problemu:
Obecnie wchodzi na tapetę użeranie sie o dom (o czym pisalem wcześniej). W tej sytuacji zarówno matka jak i najstarszy syn uznali że sąd powinien ograniczyć czy wręcz zawiesić kontakty dzieci i ojca. Ot i wszystko. (6-10-2011)
Poglądy, że można mieć byłą rodzinę, że matka i brat mogą jednostronnie decydować o losach dzieci wbrew ojcu i przeciwko niemu i relacjom dzieci z tatą, że można się wycofać z rodziny, założyć nową, pomachać chusteczką, powiedzieć farewell i zniknąć leżą u podstaw najpoważniejszych problemów społecznych, z jakimi stykają się społeczeństwa, które jeszcze nie uregulowały ostatecznie i poprawnie spraw rodzinnych. Przecież każdy tzw. alimenciarz oczekuje tylko, żeby ktoś pozwolił mu się pożegnać i zniknąć, porzucając matkę i dzieci ich własnemu losowi. Przecież pogląd, że jak się w życiu coś nie uda, to można zawołać pobite szklanki i zapomnieć o swoich obowiązkach to miód na serce niebieskich ptaków. Generalnie cała postawa niejakiego oracza jest idealną egzemplifikacją tego, na określenie czego Olgierd pod wpływem Józka ukuł termin PATRIX. Skostniałe, przestarzałe i skrajnie dyskryminujące wzorce społeczne, które nikomu nie służą, ale z których okowów trudno się wyrwać.
Nie dziwi mnie, że tacy ludzie są i że starają się popularyzować swoje przesądy. W końcu żyjemy w kraju, gdzie duża część społeczeństwa uważa, że najwyższą formą wyrażenia miłości bliźniego jest kopnąć tego gorszego bliźniego w zadek, żeby go ukarać za jego grzechy, a jak jeszcze wyleci mu portfel, to cnotą jest zaopiekowanie się jego zawartością. Totalne pomieszanie z poplątaniem – wartości z epitetami, ustaleń naukowych z przesądami, moralności z ideologią… Ale uważam, że obowiązkiem każdego jest przeciwstawianie się popularyzowaniu szkodliwych dla poszczególnych osób i dla całego społeczeństwa przesądów. Dlatego, Olgierdzie, nadal będę podejmował dyskusję z osobami pokroju oracza. Obojętność czy puszczanie mimo uszu może powodować wzmacnianie tych jakże szkodliwych poglądów.
loading...
11 Responses to Dlaczego nie zgadzam się z Olgierdem czyli o szkodliwości o-raczów, p-raczów, s…