Znowu byłem w sądzie. I chociaż to dla mnie nic nowego, to po raz kolejny nie obyło się bez zaskoczenia.
Ja rozumiem, że strony w procesie starają się wygrać. Zrobią wiele, żeby wykazać swoje racje. W końcu to ich życie. Mam również świadomość, że rozwód to coś więcej, niż tylko rozstanie dwóch osób. Że swoim zasięgiem obejmuje szerokie kręgi. Ale już nie do końca rozumiem świadków. Nie wszystkich. Jeżeli przyjaciel rodziny opowiada co słyszał, co mu się utrwaliło w pamięci, w czym brał udział, to oczywiste, że będzie próbował to przedstawić w świetle korzystnym dla osoby, z którą miał i ma bliższe kontakty. To się mieści w definicji prawdy subiektywnej.
Ale dzisiaj doznałem niezwykle przykrego zawodu. Tak jak rozwód zatacza szerokie kręgi, tak samo ślub ma szerokie konsekwencje towarzyskie. Poznajemy nowe osoby, zyskujemy nowe autorytety. Dla mnie takim autorytetem po ślubie z _PM_ stała się przyjaciółka rodziny, która była uznawana za wzór wszelkich cnót, osobę mądrze religijną, dającą stabilne życie swoim dwóm synom, kiedy została opuszczona przez męża. A do tego osobę niezwykle życzliwą i otwartą.
Nie wiem, dlaczego zdecydowała się kłamać w żywe oczy. Nie wiem, co z tego będzie miała. Wiem, że robiła to niezwykle nieudolnie. A najśmieszniejsze, że zupełnie nie na temat…
loading...
5 Responses to Człowiek, czy to brzmi dumnie?