Dwa i pól miesiąca temu pisałem we wpisie Zakopać wojenny topór! o tezie, antytezie i syntezie. Ale dzisiaj znowu do tego wracam. Usłyszałem o facecie, który wygrał w sądzie rodzinnym. Udało mu się zabrać matce dziecko! Powinniśmy się cieszyć….
Ale jakoś nie umiem się cieszyć. Z kilku powodów. Po pierwsze nasz system prawny nie opiera się na casusach. Po drugie wszystko wskazuje na to, że człowiek działał od wewnątrz systemu – znał biegłych, umiał nakłonić sąd do przychylności. A po trzecie… On chyba grał w inną grę.
Nie chcę zamienić się miejscami. Nie chcę, żeby Ci co dotąd przegrywali, zaczęli wygrywać. Chcę zmienić grę. Skończyć konfrontację mężczyzn z kobietami, matek z ojcami. Chcę, żeby jedni i drudzy zauważyli, że dzieci, które siedzą w środku pola walki, nie są stawką w grze ani nagrodą. One są podmiotem. To one są najważniejsze. Ich potrzeby, ich dobro – to jest całe ich życie!
Nie wiem, ile tu już było zmian – teza i antyteza. Kiedyś górą byli mężczyźni, później kobiety, potem znowu faceci i znowu babki. Ale to trzeba przerwać. Skończmy te wyniszczające walki i zacznijmy się zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi! Przecież dziecko ma dwoje rodziców. Nie da się inaczej. Muszą współpracować, żeby dziecko przywołać na ten świat. Niech i współpracują, żeby je w ten świat wprowadzić bez niepotrzebnego ciężaru na plecach…
Skończmy z tezą i antytezą. Syntetyzujmy! Niech w końcu górą będą Ci, którzy są bezbronni i całkowicie od nas zależni. Bo my, dorośli, jakoś sobie poradzimy…
loading...
6 Responses to Syntetyzujmy!