Mam znajomego we wschodniej Polsce, który prowadzi szczegółowo rodzinne rachunki. Ostatnio podliczał roczne wydatki. Wyszło mu, że jakieś 20 tys. PLN (czyli około 5 tys. €) zmieniło właściciela po to, aby utrzymać dwoje rodziców i dwoje dzieci. Ze smutkiem patrzy na przyszłość z powodu coraz droższego życia. Cóż począć…
Sztuka przetrwania to umiejętność rozkładania swoich dochodów i wydatków w ten sposób, aby wystarczyło na cały rok. Ewentualne nadwyżki można przechować, aby sprawić sobie przyjemność lub też mieć, jak to się mawia, na czarną godzinę.
Siadłem i ja do podliczeń. Ponieważ mam masę jakichś dziwnych spraw w sądzie a do tego jeszcze daleko do dzieci, stwierdzić musiałem, że mój koszt szarpaniny sądowej to jak nic około 2 tys. €. Mógłbym z tego utrzymywać dwie osoby. Ten rok uważam i tak za szczęśliwy, ponieważ był i taki, kiedy musiałem jeść tygodniami kluski z białym serem i konserwę turystyczną na śniadanie, z chlebem bez masełka. Wtedy wyparowało mi jakieś 6-7 tys. €. Więcej, niż znajomy wydaje na utrzymanie 4 osób. Aby pokryć deficyt sprzedałem nawet nieruchomość aby natychmiastowo spłacić wszystkie należności (co z perspektywy czasu okazało się zresztą błędem). Na walkę o moje dzieci wydałem więcej, niż on wydał na rodzinę.
Jest jednak różnica między nim a mną. On ma wymierne korzyści – jego dzieci chodzą do przedszkola do którego on je odprowadza i ma z kim pogadać wieczorem. Moje wydatki umożliwiają miłe spędzanie czasu adwokatowi, pracownikom socjalnym zakup czegoś do lodówki a komornikowi pieniądze na nową ryzę papieru. Dla mojej satysfakcji nie zostaje już kompletnie nic. On ma coś ze swojej pracy. Ja mogę swoją pracą palić w kominku Moje dzieci i tak nawet nie zobaczą z tego ani centa…
loading...
2 Responses to Koszty, koszty…