Wracając dzisiaj z pracy słuchałem, jak zwykle, radia. Akurat toczyła się rozmowa trzech dziennikarzy – redaktora prowadzącego z i dwóch komentatorów – na bieżące tematy. Między innymi o pomyśle wydłużenia wyborów na cały weekend. Jeden z gości był zwolennikiem wydłużenia, drugi przeciwnikiem. Zwolennik twierdził, że państwo może wykonać gest w kierunku wyborców i przy okazji zapewnić większa frekwencję. Przeciwnik twierdził, że to nie zwiększy frekwencji, ale nie chciał powiedzieć do końca, dlaczego jest przeciwny.
W końcu jednak zrozumiałem skąd jego opory. Mówił, że nie wiadomo, czy warto zwiększać frekwencję, że może nie każdy powinien głosować, że jak ktoś się nie interesuje, to po co, a w ogóle to czy w demokracji chodzi o to, żeby wszyscy brali udział? I jakoś tak mi się to skojarzyło… Przecież takich samych argumentów używają Ci, którym nie podoba się pomysł, żeby aktywizować ojców. Niech ojcowie najpierw pokażą, że umieją się zajmować dziećmi, że im zależy, że się angażują…
Na każdy temat można zawsze znaleźć wiele argumentów. I te argumenty często bardziej pokazują, o co chodzi argumentującemu, niż samo stanowisko. Argumenty, jakich używają przeciwnicy wydłużonych wyborów pokazują, że zabiegają oni przede wszystkim o własny interes. Demokracja, a w końcu wybory to święto demokracji, jest dla nich mniej ważna, niż uzyskanie dobrego wyniku przez ich faworytów.
Dla przeciwników aktywizacji ojców ważniejsze jest utrzymanie status quo, kiedy to matka jest jedynym dysponentem dziecka, chociaż w swej mądrości lub łaskawości może dopuścić do kontaktów dziecka z ojcem. Potrzeba każdego dziecka, aby mieć oboje rodziców, pozostaje dla nich na drugim planie.
Myślę, że nikt nie ma wątpliwości, że bardzo duża część ojców nie staje na wysokości zadania. Nie do końca umieją się zaangażować w życie swoich dzieci, nie umieją stać się prawdziwym partnerem. Tylko… czy każąc im się zmienić, wziąć w garść dużo zmienimy? A może lepiej, skuteczniej będzie stworzyć takie warunki, w których system nie będzie premiował ucieczki od zaangażowania, ale właśnie będzie zachęcał do partnerskiego współtworzenia rodziny? Zamiast stawiać przed ojcami trudne zadania, pomóc im w dorośnięciu do odpowiedzialności? I to najlepiej zanim dojdzie do kryzysu w związku, bo to, co się dzieje po rozstaniu, jest często logiczną konsekwencją tego, jak wyglądały relacje przed rozstaniem…
loading...
10 Responses to Po co komu frekwencja?