Moja córka, kiedy wybierała się do swojej małej przyjaciółki na tym samym piętrze, mówiła „idę do kuleżanki”. Człowiek rośnie i dojrzewa a koledzy i koleżanki się zmieniają.
Pani Była także miała „kuleżanki”.
Jedna „kuleżanka” zrobiła wielką życiową karierę. Miała zakład fryzjerski połączony z solarium. Była w dodatku szefową sprzedaży czegoś, co miało odmładzać wszystkich o dziesięć lat. Oczywiście wszytko było naturalne i wspaniałe, potwierdzone przez jakieś laboratorium pięknym certyfikatem. „Kuleżanka” miała także dwoje dzieci oraz byłego męża. Szybko awansowała na przyjaciółkę oraz powierniczkę, stała się też szefową sprzedaży Pani Byłej.
Za nic nie dało się wytłumaczyć Pani Byłej, że ta znajomość to pic na wodę, a kobieta zwyczajnie zaskarbia sobie jej przychylność, aby sprzedać jak najwięcej mazidła. Wiadomo, jak działa sprzedaż bezpośrednia, nie trzeba tego chyba nikomu tłumaczyć. Jakoś nie mogę uwierzyć w cudowne odkurzacze, maści na porost tego czy owego lub talerze, co się nie tłuką. W każdym razie próbowałem nieskutecznie walczyć z nową „kuleżanką”. Na nic moje starania, racjonalne tłumaczenie, że to żadna przyjaźń ale zwyczajne wciąganie w sieć sprzedaży. Okazało się że jestem wrogiem postępu oraz maści na wszelkie bolączki kobiety. Bo przecież „kuleżanka” nie tylko dorobiła się wielkich pieniędzy na mazidle, ale także w końcu rozwiodła się z mężem pijakiem, co nie dawał jej sprzedawać mazidła, a dzieci ją kochają i jest szczęśliwa.
Kiedy wylądowałem u adwokata ten stwierdził tylko sucho, że nie ja pierwszy jestem ofiarą sprzedaży bezpośredniej. Zysk nie zna ceny. Na moje nieszczęście Pani Była okazała się marnym sprzedawcą bezpośrednim i „przyjaźń” szybko się zakończyła. Ona nie zrobiła kariery, a mazidło też nie nie zawojowało światowych rynków. Ale Pani Była ograniczyła się jedynie do stwierdzenia, że „zwyczajnie mnie oszukała”. Cóż, łatwiej się słucha „kuleżanki”…
Pani Była poznała też inną „kuleżankę”. Ta z kolei miała taki problem że bardzo chciała urodzić dziecko, ale nie mogła. Wszyscy w koło o tym wiedzieli, ponieważ pracowała w sklepie i każdemu chyba o tym opowiadała. A Pani Była chodziła w stanie błogosławionym. W każdym razie Pani Była nawiązała szczerą znajomość z Panią ze sklepu. Nie kontrolowałem oczywiście tego, o czym ze sobą rozmawiały. Ale w momencie, kiedy straciłem pracę, „kuleżanka” powoli zamieniała się w przyjaciółkę, opiekunkę i pocieszycielkę. Wzięła na siebie obowiązki konspiracyjne, w celu pomocy uciśnionej kobiecie w ucieczce od ciemiężyciela. Jak się okazało przyjaźń trwała do stopni samolotu. Potem wszystko się urwało. Cóż pomogła uciśnionej kobiecie.
Nie ma sensu pisać długich analiz. Może wystarczy – Strzeżcie się Greków nawet, kiedy przynoszą dary…
loading...