W swej pracy spotykałem i spotykam nadal rodziny po procedurze rozwodowej. Zdecydowana większość ćwiczyła wersję w bojowych klimatach. Czy tak być musiało?
Zapewne nie. Część z racji głębokiego konfliktu w rodzinie, który doprowadził do czynności rozwodowych, była logiczną konsekwencją zdarzeń. Ale to jest margines. Zdecydowana większość przypadków to “dwa nagie miecze” które pojawiają się wraz z pozwem rozwodowym. Owe miecze przynoszą równie często wnoszący powództwo jak i pozywani – nie ma zasady. Poczucie krzywdy doskwiera zarówno osobie składającej pozew (wszak coś ją do tego skłoniło) jak i pozwanej (najczęściej zaskoczonej “ciosem w plecy”). Jak są już owe miecze to musi być wojna. Pół biedy jak nie ma postronnych ofiar takiej batalii, ale kiedy małżeństwo ma potomków to już w tym rąbaniu obosiecznym zazwyczaj razy dostają się i im. Niestety małżonkowie zacietrzewieni w konflikcie tracą z oczu wartości rodzicielstwa które z założenia ma być opoką dla dzieci.
Dawniej, gdy rozwód bywał “fanaberią znudzonych”, nie było wielkich możliwości wsparcia rodziny w konflikcie. Dziś bez większego wysiłku można zapewnić sobie kwalifikowaną moderację w placówkach mediacyjnych. Oczywiście to finansowe koszty, to konieczność dojazdu etc. ale per saldo to najtańsza emocjonalnie forma rozwodu, skoro staje się on koniecznością.
Profesjonalna mediacja to zawsze para mediatorów – kobieta i mężczyzna, to zawsze poszukiwanie złotego środka, to zawsze przypominanie, że w tym związku są dzieci, są ich potrzeby, emocje, i co najważniejsze – lęk co będzie potem. Wystarczy wpisać do wyszukiwarki “mediacje rodzinne”, a potem jest już tylko łatwiej, bo jak wiemy najbardziej boimy się nieznanego.
Link do cyklu „Ojcowie i dzieci”
loading...
4 Responses to Ojcowie i dzieci