No i stało się, mamy kumulację w Totka. Jakaś zawrotna suma która do tego rośnie w tempie szalonym. Napędzana ulotnymi marzeniami ludzi o łucie szczęścia.
Ja też już miałem się oddać rozmyślaniom na temat – a co bym zrobił gdybym trafił, gdy nagle moją wyobraźnię przeszył bolesnie taki oto obraz.
Moja pani sędzia spogląda na mnie pogardliwie z wysokości swego stołu i pyta:
— Wypełnił pan kupon? Oczywiście że pan wypełnił. Przecież chce pan żeby dzieciom było lepiej. Dodaje tonem świadczącym o władczej pewności siebie.
Milczę sobie pokornie bo zanosi się, jak to na Sali sądowej u nas, na teatr jednego aktora. A jak to z monologami bywa lepiej nie przerywać myśli. Zgodnie z ukazem carskim: Poddany ma przed obliczem zwierzchności zachować wygląd lichy i durnowaty oraz nie zadawać pytań. Aby swoim pojmowaniem sprawy nie peszyć majestatu. No chyba że, kłopoty to twoja specjalność.
— Jak ktoś wygląda tak jak pan, to musi mieć szczęście. Zna pan przysłowia — upewnia się orlica Temidy czy aluzję załapałem.
Milczę zmiażdżony nieubłaganą logiką wywodu i mocą ukazu.
— Według mnie to pan masz tę wygraną w kieszeni, na mocy tego przysłowia o szczęściu i głupocie. Aaaa to policzymy teraz alimenciki. Teraz to będzie powoda stać na naprawdę godziwe. Oj, a to Dzieciaki się ucieszą.
Zapewne niektórym wyda się, że taki dialog jest czymś absurdalnym. Czy aby na pewno? Wielokrotnie czytałem wypowiedzi ludzi piszących o tym, że sąd stwierdził arbitralnie iż powinni zarabiać tyle i tyle. I od takiej kwoty wyznaczył im alimenty. Wg. mnie nie jest to specjalnie dalekie od tego o czym piszę powyżej. Też wszystko opiera się na dziecięcej grze w – na Twoje żądanie to jest ciepła woda w kranie, jak mawia dziatwa.
Szeroko znana i opisana jest ta zasada w myśl której hojność wykładniczo zwiększa się w momencie gdy jest realizowana z czyjejś kieszeni. Zagłoba oddawał wszak Inflanty, baca z kawału – konie, krowy ale kozę już nie, bo tę akurat miał. Nasz sąd też hojnie obdarza nas z kieszeni naszego pracodawcy. Problem w tym, że pracodawca ma sobie za nic szeroki gest sądu. Ba, nie wydaje mi się, żeby ktoś na serio pomyślał o możliwości prawnej zmuszenia pracodawcy do respektowania takiego zalecenia sądu. Mamy tu zatem wydawanie pustych wydmuszek wyroków nie mających odniesienia w rzeczywistości. Dobre chęci brukujące piekielne autostrady, albo taki matrix zarobkowy. Ale matrix tylko w jedną stronę tj. zalecenia, że masz oto zarabiać tyle a tyle abyś miał z czego zapłacić. Z drugiej strony mamy tu potężny aparat przymusu do wyegzekwowania wydumanej kwoty.
Kwestie trudności określenia ile tata może dziś zarobić poruszałem już wcześniej. Kwestię braku kwalifikacji wysokiego przesądu do określania realnej sumy zarobków też.
Od kiedy to sąd rodzinny jest w stanie to ustalić i na podstawie jakich przesłanek? Chętnie się dowiem szczegółów tej procedury. Bo myśl, że są to sumy wyssane z brudnego sędziowskiego palucha jakoś nie licuje mi z powagą wymiaru sprawiedliwości.
Absolutny brak przełożenia sugestii zarobkowych na sferę realną rodzi bardzo dziwną sytuację. Sędzia może stwierdzić bowiem, że z jego doświadczenia oraz wcześniejszego orzecznictwa jasno wynika, że na wierzbie mogą rosnąć gruszki. I sąd może zażądać dostarczenia wspomnianych gruszek. Gdyby normalny człowiek uczynił ci taką propozycję, zapewne zasugerowałbyś mu wizytę u specjalisty. Sprawa komplikuje się, bo za tym jajcarzem stoi wszak aparat przymusu który na serio wymaga od ciebie dostarczenia tych gruszek. I nikogo poza tobą już nie interesuje jak je zdobędziesz.
Myślę, że powinniśmy może zastanowić się nad sposobami zmiany tego stanu rzeczy. Jeśli temat wart jest kontynuacji chętnie wymienię się z wami przemyśleniami w kolejnym wpisie. To co Piszemy?
loading...
32 Responses to Tato lotek albo szeroki gest sądu.