Wzajemnie, nawzajem, a nawet… vice versa!

Przytoczę Państwu historię, która wydaje się w sposób mało drastyczny charakteryzować pewną postawę. Załóżmy, że nie ma w niej niczego z “własnej autopsji”.
Sytuacja porozstaniowa osiągnęła stabilność, matka sprawuje opiekę nad dzieckiem, ojciec “realizuje kontakty”. Bez godnych wzmianki zgrzytów.

Mimo deklarowanej mocnej niechęci do jakichkolwiek dobrowolnych kontaktów z ojcem dziecka zdarza się niekiedy, że życie spłata figla. I np. jakieś nagłe wydarzenie kulturalne albo po prostu przypływ zrozumiałej macierzyńskiej tęsknoty zdarzy się na tzw. “czasie ojca”. Naturalnie takie zjawiska są częstsze w okresach nieco dłuższych rozstań.

Matka decyduje się na telefon do ojca swojego dziecka i proponuje wymianę grzeczności. Tzn. ona grzecznie prosi, żeby on grzecznie  oddał część przysługującego mu czasu opieki i “wypożyczył” dziecko. Wszak ten okres rozłąki długi; wydarzenie kulturalne jest… kulturalne, więc niech ojciec też będzie; a poza tym co to komu szkodzi, sąd sądem, ale przecież jesteśmy ludźmi, ludzie mogą się dogadać. Argumentacja logiczna, dziecko nie widzi problemu, ojciec też nie. Wynikiem  pięciosekundowego procesu myślowego ojca jest (z ostrożności procesowej napiszę “niemal”) ZAWSZE zgoda na propozycje tego typu. W skrajnym przypadku był to kontakt z matką przez 5 dni pod rząd w czasie tygodniowego okresu pobytu z ojcem, za każdym razem wymagający podwiezienia dziecko przez ojca w dogodne dla matki miejsce.

Dlaczego ojciec się zgadzał, skoro nie musiał? Są co najmniej 4 możliwości:

  1. jest frajerem;
  2. nie umie być asertywny;
  3. taki z niego życzliwy chłop po prostu!
  4. wykombinował sobie, że reguła wzajemności jest bardzo silną determinantą ludzkich poczynań i być może matka zareaguje z podobną życzliwością na jego ewentualne propozycje.

Pewnie po trosze wszystkie komponenty składały się na ów 5-sekundowy namysł, przy czym najbardziej racjonalną przesłanką wydaje się ta nr 4.

Poczyniony pod koniec pierwszej pięciolatki po rozstaniu bilans wskazuje na brak ścisłej korelacji między postępowaniem ojca a postępowaniem względem ojca. Np. liczba podwiezień dziecka przez matkę w dogodne dla ojca miejsce jest niska, wynosi 0 (sł. zero).
Prośba o godzinne spotkanie z dzieckiem w odległym mieście, w którym akurat ojciec przebywał, a matka z dzieckiem przez nie przejeżdżali, spotkała się z pełnym rozbawienia i satysfakcji odrzuceniem.

Przez pierwsze 3 lata 50% ojcowskich próśb o zmianę terminu kontaktów (np. poprzez prostą zamianę weekendów, proponowaną z dużym wyprzedzeniem) było olewanych, a 40% odrzucanych, zgoda nastąpiła w 10%, czyli 1 RAZ.

Ostatnio widać pewną ewolucję postawy i miniony rok był pierwszym, w którym raz nastąpiło przekroczenie czasu z ugody o 1 dzień (11 dni w miesiącu zamiast 10), a raz o 2 dni (zamiast 5 dni – taki nietypowy miesiąc z przerwą świąteczną – było ich 7). Obydwa przypadki na wyraźną prośbę dziecka.

Czy ojciec żałuje swojej przychylnej postawy? Nie.
Czy matka żałuje swojej? Nie sądzę.
Zatem – jak mawiają Anglosasi – everybody’s happy!

Może i tak, jednak… nasuwają mi się 2 pytania:

  1. Czy coś by się stało, gdyby owa… hm… neutralna przychylność rozkładała się nieco symetryczniej?
  2. Czy Roberto Cialdini powinien dodać erratę do rozdziału “Reguła wzajemności” swojej pamiętnej książki i napisać, że działa ona we wszystkich kulturach, pod każdą szerokością geograficzną i na każdą żywą istotę z wyjątkiem tasiemców i byłych małżonków?

Nie podejmuję się odpowiedzieć, ale liczę na głosy Czytelników.

GD Star Rating
loading...
Ten wpis został opublikowany w kategorii być matką, ogólne, opieka nad dziećmi, decyzje w ważnych sprawach dzieci, opieka równoważna, rozstanie, być ojcem, relacje między rodzicami i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

5 Responses to Wzajemnie, nawzajem, a nawet… vice versa!

Dodaj komentarz