Opublikowano z dużym oddźwiękiem medialnym raport o katastrofie smoleńskiej. Pojawił się korowód komentatorów, badania opinii społecznej na temat rzetelności raportu, eksperci i dziennikarze dyskutują. I coraz bardziej przypomina mi to wszystko sytuację w każdej z naszych konfliktowych spraw rozwodowych.
Po pierwsze – coraz bardziej się potwierdza, że nic nie działało tak, jak powinno. Procedury, szkolenia, wiedza, świadomość i odpowiedzialność urzędników. Jakoś to będzie. Co, nie damy rady? I doszło do bezprecedensowego wypadku. A co po wypadku? Są tacy, co szukają wyjaśnienia, wniosków, nauki na przyszłość. Ale większość z nas stała się ekspertami od lotnictwa i bezpieczeństwa. Wszyscy si wypowiadają, a przebija się ten, kto ma większą pewność siebie, silniejsze przekonanie o własnej racji i umiejętność sprytniejszego odwracania kota ogonem.
I przypominają mi się posiedzenia w sądzie. Niby chodzi o prawdę / o dobro dzieci, a tak naprawdę ważne jest, żeby dostać więcej punktów w najbliższym sondażu / upokorzyć drugą stronę. Im więcej profesjonalizmu, umiłowania prawdy, rzetelności, tym mniej czasu antenowego i mniejszy udział w tworzeniu rzeczywistości. A rozstrzyganie w sprawie życia dzieci odbywa się jak głosowanie w Tańcu z Gwiazdami czy X Factorze. Jakieś małe jury, głosowanie sms’ami i wyrok na podstawie wrażenia artystycznego. Po co komu kodeksy, ustawy, procedury? Przecież dobrze się bawimy!
loading...