Kiedy urodził się _PS_ zaczęliśmy prowadzić dokumentację fotograficzną. Po niedługim czasie kupiliśmy lustrzankę z wbudowaną prostą lampą błyskową. Ale po jakimś czasie chcieliśmy móc robić lepsze zdjęcia w kiepskich warunkach. Trzeba było dokupić zewnętrzną lampę.
Popytałem wśród znajomych (internet jeszcze praktycznie nie istniał u nas), poszperałem po ogłoszeniach i pojechałem do sklepu zaledwie kilka kilometrów od domu. Wszedłem, powiedziałem Dzień dobry i… pierwsze zdziwienie. Sprzedawca to Anglik. Okazało się, że to też właściciel sklepu. W połowie lat 90-tych nie było to bardzo powszechne. Zapytał, czego szukam. Powiedziałem jaki mam aparat i że szukam w miarę prostej lampy, która by dobrze z nim współpracowała. Zapytał, czy mam coś upatrzonego. Powiedziałem że nie. Coś mi doradził. Kupiłem. I zaczęliśmy gadać.
Powiedział, że jestem nietypowym klientem. Zdarza się, że klienci dokładnie wiedzą, jaki model aparatu czy innego sprzętu potrzebują. — Wie Pan, szwagier właśnie kupił, chciałbym mieć taki sam… Ale jeszcze częściej nie wiedzą dokładnie co chcą kupić, ale wiedzą od czego ma być lepsze. — Proszę Pana, czy ma Pan aparat nieco lepszy od (tu precyzyjnie podany model)? Bo sąsiad sobie właśnie taki kupił…
Czy nie jest z nami często tak, że bardziej nas interesuje, jak nas będą widzieć inni, niż to, co nam jest rzeczywiście potrzebne? Zastaw się a pokaż się. Takie podejście może kłaść się cieniem na całe życie rodziny. W takiej sytuacji rozwód może być najszczęśliwszym rozwiązaniem. Bo teraz kto inny się pokazuje, a kto inny miałby się zastawiać… Polak potrafi! Brzmi nieźle, dopóki nie miesza się w to dzieci. Ale jak dzieci są pretekstem do tego, żeby tata musiał się zastawiać, a wszystko po to, żeby mama mogła się pokazać? A nawet jeżeli mama nie ma z tego nic dla siebie, to czy jest moralnym, żeby podnosić dzieciom poziom życia powyżej poziomu życia rodzica? Tata pod egzekucją komorniczą, niewypłacalny, żeby dzieci mogły chodzić do prywatnych szkół? Nawet w przykazaniu miłości jest „jak siebie samego”…
loading...
8 Responses to Jak to robi Anglik… w Polsce?