Dziecko kolegi Errora siedziało zapłakane i wyło że nie chce zostać z mamą.
Moje dzieci kochają mamę. Gdy są ze mną to najpóźniej po dwóch dniach same dzwonią do mamy i wesoło opowiadają co robią. Na ogół matka dzwoni też sama do nich mniej więcej co drugi dzień. Jak córka po mojej wyprowadzce płakała wieczorami do mnie, po prostu przyjeżdżałem do niej i ją usypiałem.
Gdy się wyprowadzałem do pustego wynajętego mieszkania do głowy by mi nie przyszło żądać od razu opieki. Po prostu nie miałem pralki, lodówki, łóżka, stołu, krzeseł, internetu. Dlaczego do takiej nory miałbym zabierać dzieci z fajnego mieszkania, z ich pokoi dziecięcych, z ich okolicy i przede wszystkim od fajnej kochającej matki?
Nie oczekiwałbym od dzieci gotowości na zmianę mieszkania nawet gdybym wyprowadzał się do apartamentu z widokiem. Po co im dokładać jeszcze stresy przeprowadzki, gdy układ rodzinnych relacji, związek rodziców-opiekunów wali się na ich oczach? Akurat wtedy stabilizacja mieszkania, szkoły, kolegów i moja stała niemal obecność (przez ok. 2 lata bywałem w ich domu regularnie), to były warunki, które mimo mojego rozstania z ich matką mogłem im zapewnić.
Więc po co miałem zbierać kwity? Że matka jest zła, skoro nie jest? Że jestem dobrym ojcem? Pokazałem sądowi zaledwie kilka maili, w których matka pyta mnie, co powiedział lekarz, gdy akurat ja byłem z dzieckiem u lekarza. Dorzuciłem też kilka maili do szkoły w sprawach wychowawczych dziecka. Nie było ode mnie pół świadka. Żadnej opinii psychologa. Więc obyło się bez badania w RODK i dostałem kontakty bez ograniczeń. Gotuję teraz moim dzieciom 4 obiady i 4 kolacje w tygodniu. Śniadań chciałbym więcej, ale mama na razie stoi okoniem.
W moim przypadku dyskryminacja polega wyłącznie na tym, że dzieci są u mnie więcej niż połowę czasu w tygodniu, a ja i tak płacę śmiesznie duże alimenty. Ale mimo wszystko wolę taką sytuację niż wygraną Errora z dzieckiem szlochającym na dywanie i błagającym “zabierz mnie od matki tato”. Bardzo współczuję temu dziecku takiego jasnego przekonania, z którym rodzicem chce żyć, a którego godzi się utracić. Moje na miejscu tej dziewczynki miałyby dramatyczny, nierozwiązywalny, po prostu śmiertelny dylemat.
O ile Error miał sporo racji w tym, że nasz blog zbyt lamentacyjny, to jednak nikomu nie życzę, by dziecko tak bardzo czuło się obco z matką, jak mogła się czuć córka Errora. Może postąpił słusznie zabierając dziecko z domu matki. Tak to wygląda, jeśli głupia kobieta obraziła się na dziecko. Nie wiem. Ale może jest chora psychicznie, i wtedy sprawa już nie taka oczywista.
Ale Errora sytuacja jest – mam przekonanie – zupełnie wyjątkowa. To nie jest model postępowania dla ojców dzieci dobrych kochających matek. Rozwód po którym następuje utrata żyjącego ojca czy żyjącej matki to jest równoważny błąd krytyczny – i sądu i samych rodziców.
Po prostu – fatal error.
loading...
10 Responses to Fatal Error