Na początku, zaraz po decyzji o rozstaniu, udawało się rozmawiać. Parę tematów zostało załatwionych. Jakie meble mogłem zabrać, jaką zastawę stołową. Ale coraz częściej były problemy w sprawach ważnych. Moje kontakty z dziećmi były przez _PM_ ograniczane. Nie można było niczego uzgodnić. Zgodziłem się na mediacje prowadzone przez przyjaciela _BPM_ i _DPM_. Człowieka doświadczonego, wyważonego, inteligentnego. Mediacje się nie powiodły. W związku z tym spisałem moim zdaniem kompromisową propozycję całościową i przesłałem do _PM_ z informacją, że jeżeli nie uda się wszystkiego uzgodnić, to będę zmuszony złożyć pozew rozwodowy i prosić Sąd o rozstrzygnięcia. Co się wydarzyło? Dostałem odpowiedź? Kontrpropozycję? Nie…
_PM_ zabrała swoich rodziców, mediatora i… pojechali do moich rodziców. Ja miałem dobrze ponad 30 lat, ona prawie 30. I postanowiła zatrudnić rodziców do rozwiązywania swoich spraw…
Moja mama miała jeden komentarz:
Kiedy studiowałam, na drzwiach dziekanatu wywieszono informację – „Studenci, którzy ukończyli 18 lat, swoje sprawy załatwiają w dziekanacie osobiście”…
loading...