Wiele osób znajdujących się w konflikcie rodzinnym, nie zdaje sobie sprawy z istotnego problemu czasowości. Od mojego rozwodu za każdym razem, kiedy jestem przepytywany na temat tego co się dzieje, jestem zmuszony przerywać w pół zdania „Pańska żona …” – „Ja nie mam żony, rozwiodłem się, ona jest jedynie matką moich dzieci”.
Mimo, że nastąpił całkowity rozpadł rodziny, większość społeczeństwa i tak ma zakodowane że jesteśmy małżeństwem. Znacznie jednak gorzej dzieje się, kiedy jedna ze stron nie może tego zrozumieć…Mimo ustania związku ona psychicznie znajduje się w nim i nie jest w stanie się z niego wydostać. No bo jak inaczej wytłumaczyć, że nie da się uzyskać rozliczenia alimentów, płaconych przecież na dzieci; że wnoszone są kolejne sprawy w sądach i oskarżenia rozpowiadane w środowisku; jak wytłumaczyć ingerencje w życie byłego partnera?
Niby papierek jest, rozwód zamknął sprawy… a okazuje się, że ludzie tkwią nadal w sporze. Czy musi tak być?
W przypadku kobiet, z którymi byłem związany, dokładnie tak to wyglądało. Nie są w stanie załatwić najprostszej sprawy w taki sposób, aby nie wywołać skandalu albo kolejnej wojny. Ich wewnętrzny system nakazuje im poprzez takie działania utrzymywać związek mimo, że on się dawno skończył. Jeżeli kobieta poniżała swojego partnera w związku i traktowała go jedynie jako dodatek do rodziny a nie jego składową część, dokładnie to samo będzie robiła teraz w sądzie i w prokuraturze. Wydawało by się jednak naturalnym to, że skoro się z nim rozeszła, to może się bez niego oraz jego pieniędzy doskonale obyć. Wnoszenie spraw do sądów pokazuje jednak coś całkowicie odmiennego – że nie ma takiej możliwości, dopóki nie zobaczy upodlonego faceta w sądzie, a jego pieniędzy na koncie.
Najgorsze jest to że, zakładnikami tej wojny są małoletnie dzieci. Idea opieki naprzemiennej lub równomiernego podziału obowiązków nad dziećmi, dawałaby szanse równości szans i obowiązków. Nie jest popularna dlatego, że oznaczała konieczność współpracy. Negatywne uczucia wobec drugiej osoby trzeba by zastąpić umiejętnością współpracy. Należy też pamiętać, że kiedy jedni walczą, inni zarabiają pieniądze. Prawnicy, panie z RODK, niebieskie linie, sądy rodzinne, panie psycholożki i inni pomagierzy nagle straciliby zajęcie i źródło dochodów. Nie ma to dla nich większego sensu.
Hodowanie małżeństwa, które nie może się skończyć, opłaca się wszystkim. Nasze byłe żyją ciągle jak nasze żony, a że my tego nie chcemy, to trzeba nas ukarać. Gdyby chciały się rozstać, dałyby żyć nam i naszym dzieciom, a nie gnębiły nas latami.
loading...
4 Responses to Nasze niby żony