Co w Łodzi piszczy, czyli oficjalne stanowisko na temat zasadności lekceważenia potrzeb dzieci

Co można powiedzieć ojcu który chce wychować własne dziecko? To już wszyscy wiemy, czytaliśmy nie raz. Co mają więc wspólnego sądy rejonowe i okręgowe w Łodzi? Otóż są siedliskiej tej samej patologii i niedbalstwa prowadzącego do wniosku, że postępowanie w jakiejkolwiek sprawie mogłoby być jednoinstancyjne.

Sąd Rejonowy akt nie czyta, bo po co. Jak się okazało na łódzkim seminarium sędzia wizytator łódzkiej „okręgówki” objawiła prawdę o tym, że sędziego interesuje stan faktyczny w momencie składania wniosku. Ta racjonalna skąd inąd polityka stwarza podwaliny do konstrukcji piramidalnej głupoty i krzywdy, której ofiarą padają przede wszystkim dzieci.

Przykład: wniosek rozwodowy – żeby się rozwieźć potrzeba aby ustały co najmniej 2 z 3 więzi (fizyczna, uczuciowa-emocjonalna i materialna). Inaczej żaden sędzia na to nie pójdzie. Stan faktyczny zatem opisany w pozwie rozwodowym brzmi najczęściej: nie mieszka, nie łoży, nie kocha(m). Zatem sądu nie obchodzi przebieg opieki nad dzieckiem przez ostatnie 5 czy 10 lat, tylko stan faktyczny, że zwykle ojciec wyprowadził się z domu, bo od czasu pojawienia się idei rozwodu w rodzinie awantury, pomówienia i wizyty policji nie stwarzały szans na normalną egzystencję, lub po prostu pewnego dnia zastał spakowane walizki przed drzwiami i zmienione zamki.

I tak oto pojawia się konstrukcja stanu faktycznego polegającego na tym,  że ojca nie ma. To że był, co robił dla dzieci staje się nieistotne, bo oto dla dobra dziecka, które przecież zgodnie z doktryną i zdrowym rozsądkiem jest nadrzędne nad dobrem rozwodzących się rodziców, trzeba dążyć do utrzymania stabilności sytuacji rodem z pozwu. Tworzy się więc tzw. fikcję kontaktów dla potrzymania i/lub rzekomego rozwoju więzi dziecka z rodzicem dochodzącym. O takich istotnych sprawach jak sprawowanie opieki czy wychowanie wyroki zwykle milczą. Oczywiście dla dobra dziecka, bo tzw. „rodzic dochodzący” może złośliwe przeszkadzać w wykonywaniu władzy rodzicielskiej stąd według stanowiska z ostatniego seminarium „przyjąć należy, że ustawodawca był racjonalny” wprowadzając zapis o konieczności ograniczenia władzy drugiego rodzica, bo jego odmienne zapatrywanie na kwestie wychowania własnego potomka na pewno obarczone są błędem wynikającym z nieznajomości obecnej sytuacji własnego dziecka.  Czy tylko ja widzę tu błędne koło?

Dalej idzie już jak z płatka. Sędziowie oficjalnie i z pełną świadomością przyznają, że kontakty nie pozwalają na sprawowanie władzy, przynajmniej w wymiarze ograniczonym do 2 wizyt w miesiącu, ale w kontekście tego co napisałem powyżej, obstają przy tej kompromitującej linii orzeczniczej, bo takie jest ich postrzeganie dobra dziecka i już.

Na zakończenie pozostaje jeszcze tylko rozmycie odpowiedzialności pomiędzy pozbawionymi umocowania prawnego opiniami RODK, koniecznością stosowania prawa zgodnie z intencją ustawodawcy i utartą doktryną i skazanie dziecka na izolację.

Bez względu na koszty, na potrzeby dzieci, bez względu na zdrowy rozsądek…

Czym zajmuje się więc druga instancja? Otóż tym, aby kontrolować jakość orzecznictwa w pierwszej. Jaki jest wyznacznik tej jakości? Ilość uwzględnionych odwołań rozstrzygniętych na korzyść apelującego. Po co więc kopać kolegów i koleżanki po fachu z niższej instancji, lepiej znaleźć argument na to, że apelacja na uwzględnienie nie zasługuje. To, czego nie powiedział lub nie napisał sąd rejonowy (okręgowy w przypadku rozwodów), po prostu dopisze się w uzasadnieniu odrzucenia apelacji. Czy ktoś jeszcze ma wątpliwości dlaczego nasze dzieci dla ich dobra stają się półsierotami?

GD Star Rating
loading...
Co w Łodzi piszczy, czyli oficjalne stanowisko na temat zasadności lekceważenia potrzeb dzieci, 4.4 out of 5 based on 11 ratings
Ten wpis został opublikowany w kategorii opieka nad dziećmi, dyskryminacja, decyzje w ważnych sprawach dzieci, sądy, urzędy, instytucje, siła stereotypu, prawa dziecka, ojcowie i dzieci, prawa rodzicielskie, być ojcem, prawnicy, być matką, prawo i praktyka, mężczyźni i kobiety, wychowanie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

6 Responses to Co w Łodzi piszczy, czyli oficjalne stanowisko na temat zasadności lekceważenia potrzeb dzieci

Dodaj komentarz