Zaciekły bój z przemocą (część 5.)

Na spotkaniach zabraniano używania wszelkich urządzeń rejestrujących. Nie wiem jak Wam, ale mi to się dziwnie kojarzy z uroczymi wywieszkami nt. zakazu rejestrowaniu posiedzeń naszego przesądu. Dla dobra przesądu oczywiście. Czemu?

Tam też nic nie powinno być też przez uczestników zapisywane. Generalnie, jak wpajano naszej przymusowej „kuracjuszce”, wszystko co odbywa na spotkaniach jest tabu i do tego objęte tajemnicą lekarską.

Niemniej do pani X co pewien czas dzwonił jej łącznik z DSS. Przekazywał informacje o tym, jak stoją jej sprawy, co z dzieckiem, i relacjonował opinie o czynionych przez nią postępach w „terapii”. Z początku kobieta próbowała zwrócić mu uwagę na to, co się dzieje w domu. W odpowiedzi usłyszała, że ona kłamie. I to co mówi, na pewno nie jest tym, co tam się dzieje. Z rozmowy wynikało jasno, że pracownik departamentu jest jednak bardzo dobrze poinformowany o tym co kobieta ma do powiedzenia na „tajnych” spotkaniach. Pan prowadzący coraz częściej pozwalał sobie na cytowanie całych wypowiedzi krnąbrnej kobiety i ta nabrała całkowitej pewności co do następujących na tej linii przecieków. Nie tylko DSS może się bawić w szpiegów. Kuta na cztery nogi kobieta zaczęła puszczać „fałszywki”, które wracały do niej z DSS spowrotem.

Zebrawszy trochę takich przykładów, pani X wybrała się na rozmowę z kierowniczkę tego „Domu Niezależności” i, mając w ręku dowody przecieków, zapytała ją, jak ta sytuacja wygląda w świetle prawa. Kierowniczka co prawda gromko zaprzeczyła możliwości istnienia przecieków. Ale już uwaga pani X o możliwości zainteresowania tą kwestą prawników wybitnie jej się nie spodobała. Czemu dała głośny wyraz.

Teraz nagle z dnia na dzień okazało się, że na tak nie rokującą nadziei poprawy owieczkę szkoda miejsca w oblężonym przez chętnych domu. I z dnia na dzień kobieta i jej dzieci zostali sam na sam z całym tym „bajzlem”, jaki im w życiu uczyniono. I tak miała szczęście, bo wiele kobiet, które nie chcą się poddać temu systemowi, traci dzieci. Mniej pechowe tracą tylko mężczyzn. Ale tym to przecież naprawdę nie ma się co przejmować. Czyż nie?

Gdzie w tym szaleństwie tkwi logika? Tradycyjnie – jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o kasę. 2/3 kasy na domy niezależności i schroniska dla kobiet daje DSS z budżetu centralnego, resztę dają sponsorzy. Wiadomo, im więcej tortu się kroi, tym więcej okruszków się zbiera. O premiach i posadach dla słusznie myślących i innych kolegów, nie wspominając. Dla odmiany dom to instytucja prywatna, ale ściśle zależna od państwa. Żeby był zysk, nie może w nim być pustych przebiegów.

I tak oto mamy wspaniałą maszynerię. Bańkę mydlaną przemocy o mechanizmie powstania zbliżonym do tych toksycznych kredytów, które wstrząsnęły rynkiem nieruchomości. Z jednej strony instytucja państwowa zainteresowana rozdęciem budżetu i wykazaniem jak ważna jest jej praca. Z drugiej strony prywatny inwestor zainteresowany jak największym popytem na swoje usługi.

Do tego dodajmy trochę „zdrowo pazernych” pracowników, dla których to biznes jak każdy inny. Czy oszukujesz sprzedając używane samochody, czy ocalając od przemocy kogoś, kto tego nie potrzebuje – nie ważne. Grunt żeby czek na koniec miesiąca pokrywał twoje wydatki. A jak się klient nie trafi? To się go znajdzie. Odpalić coś tam, komuś tam z DSS, a oni już ten wsad dostarczą i jedziemy dalej. Sztuka jest sztuka i od łebka się tę kasę liczy. A sens… a jak to w nieruchomościach było? Niech się tym martwią inni, byle u mnie kasa się zbilansowała na duży plus.

Trochę to przypomina handel żywym towarem do załogi na żaglowcach . Ludzi werbowano z łapanki. Dosypali coś do piwa w karczmie i człowiek budził się na morzu, a tam przecież kapitan jest bogiem i… do portu daleko Wink Pól roku się płynie. I nie ma przebacz, pokład trzeba wyszorować.

Ten nowoczesny i elastyczny system powinien być jak najszybciej zaprowadzony również w naszym zacofanym grajdole. Idziemy raźno w tym kierunku. Po triumfach w USA i wielu krajach europejskich grono zainteresowanych społeczników w pocie czoła biedzi się nad przeflancowaniem tego do nas. Sądząc po owocach, jakie przynosi nasz „rodzimy przesąd rodzinny”, są tu spore szanse na wysokie plony z ha.

I tylko, za moim znajomym, mogę się zastanawiać – ten Gowin to albo za mało dostał, albo głupi jakiś. A może jakiś jeden uczciwy w końcu się trafił? No, dobrze by było, aby to ostatnie okazało się prawdą.

Nie chcę przynudzać, ale może warto napisać, co o tej sprawie ma do powiedzenia nasz człowiek w USA. Jeśli taka wola, to ciąg dalszy nastąpi…

GD Star Rating
loading...
Zaciekły bój z przemocą (część 5.), 4.0 out of 5 based on 1 rating
Walka z przemocą czy z rozsądkiem?Zaciekły bój z przemocą (część 4.)Zaciekły bój z przemocą (część 6.)
Ten wpis został opublikowany w kategorii organizacje i ruchy, ogólne, sądy, urzędy, instytucje, prawo i praktyka, przemoc, psycholodzy, psychiatrzy, badania, dyskryminacja. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 Responses to Zaciekły bój z przemocą (część 5.)

Dodaj komentarz