Jak kochasz, to poczekaj

Walczymy ze stereotypami

Niedawno odpaliłem starą płytę Sinatry. W jednym z utworów ów wielki artysta wyśpiewywał peany na cześć małżeństwa. Dość urocze frazy typu “Love and marriage go together like a horse and carriage. So remember, brother, you can’t have one without the other”. Może i miłe, ale czy prawdziwe? Oczywiście wiele i wielu z nas tutaj patrzy przez pryzmat nieudanych doświadczeń, często głupich błędów młodości. Jednak niezależnie od tzw. własnej autopsji i traumy rozwodu, postanowiłem pochylić się i zastanowić, po co właściwie zawieramy małżeństwo. Czy jest ono dopełnieniem miłości czy głównym gwoździem jej trumny?

Podszedłem biznesowo – analiza SWOT.  Podzieliłem kartkę na 4 części i postanowiłem każdą z ćwiartek wypełniać bez żadnych zahamowań treścią, jaka przyjdzie mi do głowy. Silne strony, słabości, szanse i zagrożenia. Początkowo szło w miarę równo. A potem to, co wydawało mi się OK i umieściłem po lewej stronie, zacząłem postrzegać w innych barwach. Dużo tego było w każdej rubryce, więc nie będę zanudzać czytelników. Dość powiedzieć, że finalnie nie znalazłem w instytucji małżeństwa żadnych plusów w stosunku do wolnego, opartego na dobrowolnej decyzji dwojga kochających się ludzi, związku. Wszystko, co zdawało się pozytywne, było jedynie owocem tzw. presji społecznej, czyli opinii innych albo okazywało się wynikiem niskiego zaufania, które wymaga wiązania partnera ze sobą groźbą sankcji.

Najszczęśliwsze znane mi związki (włącznie z moim własnym) to konkubinaty. Tych związków nie trzyma nic poza miłością, prostą chęcią bycia ze sobą i dla siebie, bez urzędowych zaświadczeń (które może trochę osłabiają zaangażowanie i zwalniają ze starań), aparatu przemocy państwowej, który w razie kłopotów da w kość, więc marsz do szeregu. Daleki jestem od stwierdzenia, że małżeństwo zabija miłość. Ale nie widzę w nim ani jednego elementu, który by miłość wzmacniał. Jeśli miłość jest silna, piękna, prawdziwa, dojrzała i trwała, w najlepszym razie ślub jej nie przeszkadza.

A może jest tak, że pełnoletniość to za mało i małżeństwo jest po prostu dla ludzi pod każdym względem dojrzałych. Więc nie spieszmy się do sukien, wesela i prezentów, tylko spokojnie i cierpliwie upewniajmy się, że korzyści przewyższają ryzyko. To ostatnie nigdy nie będzie zerowe, ale to nic. Jako człowiek stary, choć pewnie wcale nie mądry, mogę młodzieży jedynie powiedzieć: Nie spieszcie się z decyzją. Nie ulegajcie presji otoczenia, nie słuchajcie hormonów. Miłość jest cierpliwa i silna. Przetrwa i poczeka. A jak się pospieszycie, ona też może szybko czmychnąć. Nie jestem budowlańcem, ale ruiny i pył nie wydają mi się solidnym fundamentem przyszłego szczęścia.

Ktoś kiedyś żartobliwie stwierdził, że drugie małżeństwo to tryumf nadziei nad zdrowym rozsądkiem. Wiem, że wielu z Was spróbowało. Bardzo docenię, jeśli mnie przekonacie, że nie warto poprzestawać na jednej próbie. Proszę o wyłącznie poważne propozycje. Smile

Inna sprawa, że troszkę mi smutno, że uroczo anachroniczna muzycznie piosenka Sinatry to tekstowo stek bzdur, który być może narazi jakąś młodą duszyczkę na cierpienia. Ale może przesadzam…

GD Star Rating
loading...
Walczymy ze stereotypamiPatrixa się lubi jak wygodny dobry but – sam na nogę wchodziOni mnie kochają a ty nie!
Ten wpis został opublikowany w kategorii siła stereotypu, nowe życie, o życiu, mężczyźni i kobiety i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

9 Responses to Jak kochasz, to poczekaj

Dodaj komentarz