Zaciekły bój z przemocą (część 4.)

Po przymusowym wyeksmitowaniu małżonka kobieta musiała jakoś od nowa zorganizować sobie dom i życie. Nie było to ani łatwe ani przyjemne. Już ładnych parę miesięcy trwała ta jej przymusowa „idylla” bez męża, gdy nagle o zagubionej owieczce przypomniało sobie DSS. Do jej domu wparowały dwie pracownice tej instytucji i, zachowując się jak karykatury szpiegów z nędznego filmu sensacyjnego, zaczęły pośpiesznie jej i dzieciom organizować „ewakuację”. Nikt pani nie znajdzie. Będzie tam pani bezpieczna. Żadnych kontaktów z dawnym środowiskiem. Zabieramy panią z dziećmi w dobrze utajnione miejsce. W przypadku oporu wydział prawny rozpocznie wobec pani procedurę zmierzającą do odebrania dzieci.

Niestety, kobieta nie doceniła uroków tej przedziwnej zabawy. Los kobiety mającej na głowie cały dom i dwójkę „osieroconych z przymusu” dzieci jest wystarczająco ciężki, stwierdziła. Takie śmieszne zabawy w chowanego nie licują z jej obecną sytuacją. Dlatego dla dobra dzieci musi odmówić. Przeprowadzka na stałe do schroniska nie odbyła się. Panie wyglądały na mocno zawiedzione. Zabawa się nie udała.

Departament DSS wyraził pełne zrozumienia dla ciężkiej sytuacji matki więc następnego dnia pracownicy odebrali córkę kobiety ze szkoły i umieścili w izbie dziecka. Tak, aby ją odciążyć od obowiązków ponad miarę. Teraz kobieta musiała się ukorzyć i poddać „prawdziwej” terapii. Co prawda nie udała się radosna ewakuacja domu w stylu filmów szpiegowskich. Skończyło się tylko na zgłoszeniach i terapii w „Domu Niezależności”, całkiem bez fajerwerków. Ale każda nieobecność i nieposłuszeństwo wobec „terapeutów” na spotkaniach oddalała od matki wizję powracającej do niej córki. Tylko po cóż miałaby się dalej opierać? Pierwszym z podpisanych przez nią papierów była deklaracja, że do „Domu Niezależności” zwróciła się ona z „własnej” i „nieprzymuszonej” woli…

W spotkaniach w „Domu Niezależności” prym wiodły kobiety owładnięte psychozą, neurotyczne i mściwe. Większość z nich rozwiodła się wiele lat temu, ale nadal uczestniczyły w spotkaniach. Fanatyczne i owładnięte manią prześladowczą panie bardzo często zachowywały się jak pacjentki szpitala psychiatrycznego. Krzyczały, płakały, tarzały się po podłodze, powodując strach i obawy u nowej „kuracjuszki”. Dosyć szybko doszła ona do wniosku, że miejscowi psychologowie bynajmniej nie są zainteresowani zmniejszeniem stresu porozwodowego u swoich podopiecznych. Wręcz przeciwnie, ich działalność jest nakierowana na utrwalenie i wzmocnienie tego stanu. Niektóre sesje, gdy zgromadzenie ogarniało totalne załamanie, kończyły się wręcz zgodnym płaczem i wyciem całej grupy.

Co ciekawe — kilka bardziej normalnie zachowujących się kobiet, zagadniętych na boku, miało bardzo podobny stosunek do całej imprezy. Większość z nich po prostu nie zgadzało się kiedyś w jakiejś sprawie ze swoimi mężami. Czasem konflikt przeradzał się w mniej lub bardziej gorące kłótnie, ba nawet i rękoczyny z obu stron. I kobiety zwracały się do DSS, aby pokazać mu gdzie jego miejsce, bo tak im doradzono. Dopiero wtedy na dobre chwytała je w swoje tryby machina zbawiania. I po niewczasie mogły docenić swój były związek małżeński, oraz często w gruncie rzeczy stabilne i spokojne życie. No, ale zwykle było już po herbacie…

GD Star Rating
loading...
Walka z przemocą czy z rozsądkiem?Zaciekły bój z przemocą (część 3.)Zaciekły bój z przemocą (część 5.)
Ten wpis został opublikowany w kategorii psycholodzy, psychiatrzy, badania, dyskryminacja, organizacje i ruchy, sądy, urzędy, instytucje, prawnicy, prawo i praktyka, przemoc. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

6 Responses to Zaciekły bój z przemocą (część 4.)

Dodaj komentarz