To było tak…

Przyjechałem do swojego mieszkania. Pani Była gorąco mnie przywitała i złamała mi nos. Trafiłem do szpitala. Mimo tego Pani Prokurator uznała, że było nie było jestem groźny dla byłej żony, więc trzeba wysłać mnie na ulicę i zakazać mi zbliżać się do mojego własnego mieszkania oraz dzieci. Co prawda ja miałem złamany nos a nie Pani Była, ale to już pomijam. Miałem cierpieć na ulicy z powodu grzechów wcześniejszych.

Czas mi się dłużył, a sensowność nałożonego zakazu była co najmniej wątpliwa. Po dwóch miesiącach chciałem sprawdzić co się stanie, jeżeli jednak pójdę do swojego domu i spróbuję spotkać się ze swoimi dziećmi w swoich czterech ścianach. Mimo zakazu od Pani Prokurator.

Puściłem sygnały ostrzegawcze i ruszyłem na miejsce zdarzeń. Zanim doszedłem do własnych drzwi dopadła, mnie ekipa składająca się po połowie z funkcjonariuszy oddziałów prewencji oraz funkcjonariuszy komendy wojewódzkiej. Do tego karetka pogotowia. Poczułem się dowartościowany – tak wiele osób broni dostępu do mojego mieszkania. Zamiast łapać jakiegoś mafijnego bossa, Policja z województwa zajęła się mną – raczej nie mistrzem sztuk walki i do tego nieuzbrojonym. Na ich i moje nieszczęście, nie miałem możliwości nawet zbliżyć się do moich drzwi, więc nie mogłem złamać zakazu zbliżania się do własnych dzieci. Ponieważ jednak mam ostre pióro, wiedziano że wsadzenie mnie do paki było by bez sensu, bo skończyłoby się serią pism do wszystkich zaangażowanych instytucji. Uznali, że jestem chory i zabrali mnie do szpitala psychiatrycznego.

Przyjmowała mnie Pani doktor, która badała mnie dwa miesiące wcześniej, w sprawie z 207 k.k. Wściekła się na mnie bardzo, że pojawiłem się w asyście Policji – przecież ona napisała, że jestem całkiem zdrowy i nic mi nie dolega. Skoro nie uszanowałem jej zdania i wpadłem w poważne problemy, to dla uspokojenia sytuacji odsiedzę sobie w psychiatryku dla przykładu.

W czasie pierwszego porannego obchodu stwierdziłem, że jestem całkiem zdrów i już bym sobie poszedł. Pan doktor powiedział, że nie tak szybko. Skoro nie pada i nie wieje, a jeść dadzą, to czemu nie.  Zawsze to jakieś nowe życiowe doświadczenie.

Pobyt w psychuszce można uznać za całkiem udany. Nie wiem czemu, ale jako jeden z niewielu pacjentów, miałem możliwość rozmowy z ordynatorem. Miał dla mnie 30 minut, ale tak nam się miło gaworzyło, że zostałem u niego ponad godzinę. Później co pewien czas ciągano moją rodzinę. Z lekarzem prowadzącym miałem możliwość nieskrępowanej rozmowy codziennie.

Ostatecznie uznano, że jestem całkowicie zdrów na ciele i umyśle, że niepotrzebnie zajmuję łóżko i tylko marnuję wszystkim cenny czas.

Kilka praktycznych porad dla tych, którzy zostaną chcą jakoś przetrwać przymusowy pobyt w takim miejscu. Zamień się jak najszybciej na salę, w której jest większość kryminalistów, nawet jeżeli są chorzy psychicznie. Więzienie nauczyło ich pewnych reguł zachowania, więc będziesz miał możliwość spokojnego siedzenia po celą. Jak nie palisz to skołuj dla siebie fajki, ponieważ zawsze możesz zamienić je na coś innego. Kasę zawsze noś w skarpetce – jak jej tam nie schowasz, to w ogóle nie będziesz jej miał. Pizzę można zamówić z miasta, dowożą. Co prawda musisz czasami przekonać innego chorego, że fajnie by było zjeść coś innego niż obrzydliwe jedzenie ze stołówki, ale zazwyczaj się udaje. Pielęgniarki są naprawdę sympatyczne i można z nimi pogadać. Nie wierzą co prawda że jesteś zdrowy, ale jak im powiesz, że przecież  nie przyjmujesz żadnych leków, to z nudów z Tobą pogadają. A jak dodasz, że jesteś tu przez babę, to już masz na stałe wjazd do pokoju pielęgniarek.

Trzeba być asertywnym, nie ma wyboru. Jak nie będziesz, to ludzie chorzy nie będą ciebie szanować, podobnie jak w więzieniu. Buduj swoją pozycję w środowisku – nawet domu wariatów. Pamiętaj jednak, że w koło są ludzie chorzy, więc nie możesz wierzyć we wszytko, co ci mówią.

I smutna refleksja na koniec. Można w Polsce wsadzić człowieka całkowicie zdrowego do zakładu dla obłąkanych, jedynie na podstawie widzimisię władzy. Nie trzeba ku temu żadnego wielkiego wysiłku. Wystarczy że jesteś tatą i masz zakaz zbliżania się do własnego mieszkania. Powstaje jednak poważne pytanie, skoro ja jestem zdrowy, postępuję racjonalnie i logicznie to czy druga strona jest w pełni rozumu. Najzabawniejsze jest to, że Pani Była, która nawet przed sądem potwierdziła, że leczy się psychiatrycznie od wielu lat, może zaprząc całą masę instytucji tylko po to, aby udowodnić że jej były mąż nie jest osobą poczytalną. Absurd? Nie, rzeczywistość…

mam ostre
GD Star Rating
loading...
Ten wpis został opublikowany w kategorii ogólne, historia, sądy, urzędy, instytucje, o życiu, relacje między rodzicami, prawo i praktyka, mężczyźni i kobiety, przemoc. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

15 Responses to To było tak…

Dodaj komentarz