06.04.2012 r. w swoim domu w Gdyni zmarł Krzysztof Gawryszczak. Ojciec i społecznik, Prezes „Ojcowie.pl” – Stowarzyszenia Na Rzecz Poszanowania Prawa Dzieci i Rodziny. Pomagał ojcom ze wszystkich zakątków Polski, czasem nawet przygarniając ich do własnego domu, wspomagając na korytarzach sądowych i walcząc o ich prawa w gmachu sejmowym. A w tle przeżywał swój własny rodzinny dramat. O prawo do kontaktów z dzieckiem i ich rozszerzenie walczył od 12 lat. Wielu z nas znany jest pod pseudonimem Ali, którym podpisywał się na forach. Znajomi mówili o nim „Jesteś wielkim ojcem! Ali to Big Tata.” Składamy najszczersze kondolencje rodzinie i przyjaciołom Krzysztofa…
Krzysztof mieszkał kilkanaście kroków od plaży w Gdyni. Matkę swojego syna poznał podczas jednego ze spacerów. W 1998 r. na świat przyszedł ich syn. Nigdy nie byli małżeństwem. Jakiś czas po porodzie relacje pomiędzy parą zaczęły się psuć. Nie dała mu znać nawet o chrzcinach dziecka. Krzysztof zabiegał o kontakty z synem, ale z czasem stały się one sporadyczne, zaczęły się awantury, których świadkiem był syn. Po półtora roku doszło do tego, że na szesnaście miesięcy kontakty w ogóle ustały. Zaczęły się spory na sali sądowej. On chce kontaktów, ona się nie zgadza. Sąd postanawia przyznać kontakty, ona je utrudnia. On egzekwuje, ona uniemożliwia jak może.
Na początku sąd przyznał Krzysztofowi po dwie godziny dwa razy w miesiącu. Reglamentacja więzi rodzinnej – mówił o tych kontaktach. Jak mam zbudować więź z synem widząc go 48h w roku? – denerwował się. Spotkania z synem przebiegały w obecności kuratora, choć często pomimo tego nie zgadzała się na nie matka. Bolało go, że wszczynała awantury gdy chciał przekazać prezent czy paczkę ze słodyczami i owocami dziecku. Pomimo licznych przeszkód w czasie spotkań z synem wymyślali wciąż nowe sposoby spędzania czasu w czterech ścianach. Mały pokoik zamieniłem w salę gimnastyczną i bawialnię. Na tych paru metrach kwadratowych graliśmy w piłkę, walczyliśmy bambusowymi kijami i robiliśmy tysiąc innych rzeczy – opowiadał. Zdjęciami zawsze uśmiechniętego syna podczas spotkań z Tatą dzielił się ze znajomymi, inspirując innych ojców pomysłowymi zabawami.
W międzyczasie dzieląc los i historie z innymi ojcami, zorientował się co do skali zjawiska dyskryminacji mężczyzn-ojców. Wówczas zrodziła się myśl założenia stowarzyszenia. Nieoficjalnie zaczęli działać w 2005 roku by po dwóch latach zarejestrować się jako organizacja pozarządowa o nazwie Stowarzyszenie na Rzecz Poszanowania Prawa Dzieci i Rodziny „Ojcowie.pl”. Cały czas powtarzał, że Stowarzyszenie powstało dzięki synowi – to on daje mi moc i siłę.
Prawna ruletka – określał składane na przemian wnioski o rozszerzenie kontaktów i ukaranie matki za te niewykonane zgodnie z postanowieniem. Zastanawiał się jak należy zmienić te procedury sądowe, które dawały nadzieję na częstsze kontakty z dzieckiem, ale jednocześnie uniemożliwiały ukaranie za dotychczasowe naruszenia. Dla wielu przecierał szlaki na sądowych korytarzach będąc dla nich drogowskazem, latarnią, za która można podążać. Mówił sędziom o alienacji rodzicielskiej. Wielu wówczas nawet nie wiedziało z czym to zjawisko się wiąże i jakie są jego objawy. Inne dzieci się mnie nie boją, bo nie jest im wpajana nienawiść, tak jak to robi matka mojego dziecka – opowiadał. Tymczasem na dzieci działał jak magnes, wzbudzał ich zainteresowanie, wszyscy znajomi to potwierdzali, a było ich sporo, bo pomocy nie odmawiał nikomu. Wraz z ojcami przyjeżdżały dzieci, a on obdarzał je uwagą, wspólnie żartowali i wygłupiali się. Zgłaszały się nawet matki z dziećmi, których mężowie nie interesowali się potomstwem. — Zazdroszczę waszym dzieciom, że mają tak wspaniałych Tatusiów, chciałabym, żeby mój mąż chociaż dziecko przebrał i nakarmił — pisała jedna z nich do Krzysztofa. On wówczas jechał i występował jako mediator, tłumaczył ojcom, że nawet po rozstaniu dzieciom potrzebny jest tata. Pomagało.
Sąd określał jako system antyrodzinny, którego decyzje i wynikłe z niego skutki ponoszą najczęściej dzieci i ojcowie. Mówił, że ojcowie traktowani są tam jak „bankomaty”. Protestował przeciwko niesprawiedliwości przed budynkami sądów i sejmu, organizował pikiety, zabiegał o uwagę mediów. Prowadził rozmowy z politykami, wysyłał zapytania do ministerstw, rzeczników. Lobbował za zmianami w prawie cywilnym oraz kodeksie rodzinnym i opiekuńczym. Współpracował z wieloma organizacjami ojcowskimi zarówno międzynarodowymi jak i ogólnopolskimi czy regionalnymi. Osobiście „pilotował” setki spraw swoich „podopiecznych”. Aby się nie pogubić w nawałnicy spraw podzielił korespondencje na 12 skrzynek mailowych. Codziennie siedział i odpisywał, a dla wielu był ostatnią nadzieją. Często skuteczną, nawet po długich sądowych bojach, orzeczenia były korzystne dla ojców.
Sam wciąż zabiegał o poszerzenie kontaktów z synem. Pomimo pozytywnych opinii psychologicznych i zdiagnozowaniu u syna „syndromu Gardnera” sędzia rozszerzyła jego kontakty zaledwie o kilkanaście godzin w roku. Mimo wszystko po 8 latach po raz pierwszy bez obecności matki i kuratora udało mu się zobaczyć z synem w dniu jego urodzin i imienin. Skończył w tym dniu 10 lat. — Jest to dla mnie, na moje serce ojca, potężny plaster miodu — cieszył się.
Mimo wszystko nie ustępował w dążeniach. — Nie mam nic do stracenia — mówił. — Wojna o własne dziecko kosztowała mnie 10 lat przepraw sądowych i dwa zawały. Sąd zrujnował mi relacje z synem. Niczego gorszego nie może mi już zrobić — dodawał. Niemal zaraz po wyjściu ze szpitala po drugiej operacji „pikawy”, nie zważając na zalecenia lekarzy jeździł z synem na deskorolce „jak jaskółka” twierdząc, że bycie razem z kochanym dzieckiem to lek na wszystkie dolegliwości. Później udało się spędzić pierwsze święta i pojechać na wycieczki. Sam uwielbiał Gdynię, motorówki, statki i żeglugę. Przez ponad 10 lat nie udało mu się jednak uzyskać choćby krótkich wakacji z synem, gdyż sąd dochodził do wniosku, że relacje między nimi są wciąż za słabe. Marzył o tym, aby zabrać syna w góry.
Krzysztof chciał doczekać zmian w prawie, wraz z zaprzyjaźnionymi prawnikami opracował dziesiątki poprawek i zmian w ustawach. Znajomi wspominają go jako bardzo pogodnego i ciepłego człowieka o ogromnej empatii. Tkwiła w nim siła, której nie sposób było przełamać. Pomimo wszelkich przeciwności parł do przodu. Wielu mówiło o nim „bojownik o prawa dziecka”.
Od piątku znajomi i stowarzyszenia ojcowskie oddają cześć Krzysztofowi, składając kondolencje, łącząc się w bólu, wspominając wspólne sprawy i wyprawy, oddając hołd jego pamięci. Poniżej kolaż zdjęć poświęcony Krzysztofowi Gawryszczakowi.
loading...
11 Responses to Krzysztof Gawryszczak nie żyje