Kiedyś tam…

Opowiem najpierw pewną historię.

Ona około 30 lat, dwójka dzieci oraz mąż, środek lat 90-tych. Babcia od zawsze.

Łoże śmierci babci i rodzina oczekująca na to, co i tak nieuchronne. Babcia tuż przed śmiercią wyznaje, że naprawdę nie nazywa się tak jak wszyscy sądzili, że ukrywała się przed Niemcami uciekając z getta. Rodzina w szoku, babcia pozostawia swoją rodzinę z tą informacją. Ten dzień zmienia życie wszystkich w rodzinie. Ona wraz z mężem przechodzą na Judaizm, a 2 lata później emigrują do Izraela. Kilka lat później dołącza do nich jej matka. Ona mieszka tam do dziś z 4 dzieci. Cała rodzina należy do ultra-ortodoksyjnej kongregacji.

Niby ta historia nie ma większego znaczenia dla naszych zmagań, ale poszukam w niej pewnej analogii. Babcia miała zapewne prawo obawiać się o swoje bezpieczeństwo w trakcie wojny oraz po niej. Bycie Żydówką było dla niej jakąś formą traumy, nie chciała przekazywać jej córce, i dalej na następne pokolenia. Mimo wszystko czuła się z tym źle – dlatego ujawniła swoją tajemnicę, uruchamiając potem łańcuch kolejnych wydarzeń. Nie dało się schować faktów pod dywan, nie można było im zapobiec. Jej powody były na pewno ważne dla niej, popełniła jednak błąd, ponieważ ujawnienie prawdy uruchomiło kolejne wydarzenia.

Podobnie ma się sprawa z matkami alienującymi swoje dzieci od ojców. One również mają ważne cele mające uchronić dzieci przed niebezpieczeństwem. Być może część takich obaw jest realnych, a część całkowicie wymyślonych. Są one ważne i niepodważalne – oczywiście często tylko dla matki. Wiara w nie jest niezachwiana i nie podlega dyskusji. Tak samo postanowiła babcia ukrywająca swoje obawy przez 60 lat – nie rozważała czy i jak jej decyzje wpłyną na późniejsze wydarzenia. Prawdy jednak nie można ukryć albo zmienić, wcześniej czy później ona wróci w sposób zaskakujący. Dzieci nie lubią być okłamywane, ludzie dorośli także nie chcą, aby o ich życiu decydowano bez ich zgody. Jak musi czuć się dorosły człowiek kiedy po wielu latach się dowiaduje, że miał ojca, który przez lata próbował się z nim skontaktować, przytulić albo pogłaskać na dobranoc? Separacja dziecka mimo, że wydaje się niekiedy słuszna, może w przyszłości spowodować więcej szkody niż pożytku.

To jeszcze nie jest wielki problem, że matka postępuje tak jak postępuje. Ponieważ nie robi niczego innego niż inne matki separujące ojca od dzieci. Czerpie wzór zachowań ze środowiska w jakim żyje. Problemem jest instytucjonalne, podejście do sprawy. Instytucje takie jak Sąd, RODK, Policja czy służby socjalne często mają podejście wzmacniające i wspierające takie postawy. Oczywiście instytucje są emanacją społeczeństwa.

Zamiast służyć faktycznemu dotarciu do prawdy instytucje starają się kreować fakty tak, aby było im wygodniej. Bo tak naprawdę są one rozliczane nie z poziomu zadowolenia w społeczeństwie ale ze statystyk.

Czy przypadkiem nie jest tak, że istnieje grupa fachowców z branży psycho-pedagogicznej, którym bezpieczniej jest pisać opinie w RODK’ach niż podejmować działania na trudnym rynku usług wymagającym fachowości, wysiłku i niekiedy biznesowego ryzyka? Rynku, który często weryfikuje dużo boleśniej posiadane talenty niż sędzia orzecznik?

Czy przypadkiem nie jest tak, że Policja podejmująca interwencje domowe woli wierzyć kobiecie ignorując fakty albo całkowicie je omijając?

Czy przypadkiem nie jest tak, że polskie sądy nie uznały żadnej kobiety winną znęcania się nad rodziną, a jeżeli nawet, to był to wyjątkowy wyrok, o którym nikt postronny nie usłyszał?

Czy przypadkiem nie jest tak, że praktyka adwokacka polega na namawianiu kobiet by eskalowały konflikt, wręcz podsuwając rozwiązania mające na celu alienowane rodzica?

Czy nie za dużo tych przypadków?

PS: tekst zainspirowany tekstem Ojciec nieznany.

GD Star Rating
loading...
Ten wpis został opublikowany w kategorii ogólne. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

12 Responses to Kiedyś tam…

Dodaj komentarz