Jak rozmawiać żeby… rozmawiać?

Różne są formy komunikacji. I różnym celom służą. Nie chcę tu robić wykładów pseudonaukowych, więc tylko wskażę, że inaczej działa list pisany, inaczej radio czy telewizja, jeszcze inaczej walkie-talkie czy CB-radio; a wszystkie one różnią się od telefonu czy tym bardziej rozmowy twarzą w twarz. Ale to dotyczy techniki. W zasadzie każda z tych form umożliwia porozumienie. Jeżeli chcemy się porozumieć…

Adele Faber  i Elaine Mazlish napisały książkę Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały – jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły. Tu już znacznie bliżej do rozmowy ale… moim zdaniem to cały czas jeszcze tylko skuteczne komunikowanie. Kiedy oglądamy rozmowy polityków w telewizji, to w zależności od sprawności prowadzącego i kultury rozmówców, jest to bardziej lub mniej efektowne widowisko. Ale… czy jest w tym już rozmowa? Raczej nie.

A jak my się komunikujemy? Jak rozmawiamy o naszych problemach? Jak szukamy porozumienia? Czy manipulujemy rozmówcą? Czy słuchamy? Czy przekazujemy jasne komunikaty? I do czego zmierzamy? O co zabiegamy? I dlaczego tak rzadko ze sobą rozmawiamy mimo, że bez przerwy się komunikujemy?

Ponieważ zanosi się na dłuższy tekst, to należy się chwila rozluźnienia. Przypomniała mi się historia, jak kolega mówi do kolegi — Wiesz, od dwóch tygodni nie rozmawiam z żoną. — Co, pokłóciliście się? — Nie, nie chcę jej przerywać…

No dobrze, w takim razie co to jest rozmowa? Czy można w niej używać podniesionego głosu? Tak. Czy można w niej używać przekleństw? Tak. Czy można w niej przerywać rozmówcy? Tak. To czego nie można? Czym różni się rozmowa od zwykłej kłótni? Od komunikacji? Od debaty? Od przepychanki, kłótni, walki?

Pamiętam z młodości takie karnety z pięknymi zdjęciami i jakimiś sentencjami. Był taki, na którym para oglądała zachód słońca i napisano, że miłość to nie patrzenie na siebie, ale patrzenie w jednym kierunku. Czasami mam wrażenie, że ten karnet był jednym z głównych elementów, które mnie ukształtowały. Nie wiem, czy słusznie. Nie wiem, czy w tym, co tu piszę, mam rację. Ale ja tak to widzę. Miłość, to patrzenie w jednym kierunku. Rozmowa, to wspólne dążenie do celu.

No i tutaj zaczynają się kłopoty. Po pierwsze – do jakiego celu? Trudno wspólnie dążyć, jeżeli cele są różne. Po drugie – trudno jest razem dążyć, bo każdy się porusza w innym tempie, innym krokiem,  co innego go odrywa, odwraca jego uwagę. I po trzecie – każdy może inaczej wyobrażać sobie drogę… Bardzo trudno jest rozmawiać.

To kolejna dygresja na temat. Jerzy Skoczylas opowiedział kiedyś w radiu.. Mężczyzna prosi o pomoc laryngologa. Chciałby pomóc swojej żonie, która niedosłyszy, ale tak, żeby jej nie mówić o ułomności. Lekarz każe mu przeprowadzić dyskretne badania – wysokie czy niskie tony, głośne czy ciche, z jakiej odległości. Facet wraca do domu i w drzwiach pyta — Kochanie, co dzisiaj na obiad? — Cisza. Odwiesza kurtkę, wchodzi do przedpokoju i znowu mówi — Kochanie, co dzisiaj na obiad? — Ponownie cisza. Wchodzi do kuchni i jeszcze raz zadaje pytanie — Kochanie, co dzisiaj na obiad? — Już trzeci raz mówię, że pomidorowa…

Często mamy kłopot z porozumieniem się. Uważamy, że nasz rozmówca nie słucha, nie chce dopuścić do siebie tego, co mówimy, że chce nas wykorzystać, że oszukuje, naciąga, manipuluje… Nie chodzi tu o przysłowiowe źdźbło w oku brata i belkę we własnym. Chodzi raczej o fizyczne możliwości. Bardzo trudno jest przezwyciężyć swoje wychowanie, swoje doświadczenie, stereotypy. Bardzo trudno jest zaufać drugiemu człowiekowi. Nawet, jeżeli to najbliższa nam osoba. Jeżeli to nasza żona, nasz partner, matka czy szef w pracy…

Bardzo dużo czasu w życiu poświęcamy na codzienną szarpaninę, próby utrzymania się na powierzchni. Kiedy zaczynamy rozmowę z tą jedna, jedyną osobą zapominamy, że tu nie musimy wygrywać. Nagrodę możemy wygrać tylko razem. Jeżeli wyprzedzimy partnera, nie ukończymy wyścigu. Będzie dyskwalifikacja. Jeżeli zostaniemy w tyle? Podobnie…

Ale okazje do rozmowy mamy nie tylko w związku. Na każdym kroku spotykamy kogoś, z kim możemy próbować nawiązać rozmowę, albo wdać się w utarczki. Nie jest łatwo. Bo musimy nie tylko sami chcieć, ale zachęcić drugą stronę, żeby chciała. Nie wiem, ilu osobom się udaje. Nie sądzę, żeby to było więcej niż pięć, może dziesięć procent. Ale… może warto próbować? Jakie są szanse wygranej w totka? A wielu jest takich, co (jak ja) nie próbują?

GD Star Rating
loading...
Ten wpis został opublikowany w kategorii ogólne, mediacje, siła stereotypu, rozstanie, o życiu, relacje między rodzicami, mężczyźni i kobiety. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

29 Responses to Jak rozmawiać żeby… rozmawiać?

Dodaj komentarz