Polskie sądownictwo doszło do takiego stanu, że normą stało się pielęgnowanie zaburzeń oraz przemocy wobec dzieci. Wydawanie orzeczeń dyskryminujących ojców w wychowaniu dziecka to w rzeczywistości ochrona dzieci przed spotkaniem z realnym światem. Matka Sąd chce uchronić dziecko przed nie chcianym, w domyśle niebezpiecznym, męskim światem. Faktycznie więc pokazuje się małemu człowiekowi świat, który nie istnieje. Świat bez ojca i jego rodziny, z wyolbrzymionymi faktami i przerysowanymi zagrożeniami. Świat który jest niebezpieczny i zły. Co ma pomyśleć mały człowiek o swoim rodzicu, skoro może się z nim widywać wyłącznie w obecności kuratora przez 2 godziny w tygodniu. Sąd stał się nadopiekuńczą matką, która swoją „troską” krzywdzi dziecko.
Przypomina mi się jak kiedyś pojechałem za miasto do parku z dziećmi. Moje dzieci podbiegły do fontanny i radośnie zaczęły bawić się spadającą w koło wodą. Błoto okazało się świetnym materiałem do robienia ciastek oraz budowania tam. Powiedziałem im, że nie wolno wchodzić do fontanny ale bawić się błotem można. Obok siedziały matki ze swoimi dziećmi, strofujące dzieci że tak nie wolno i nie można itd itp. Moje dzieci były szczęśliwe z tego, że są umorusane od stóp do czubka głowy. Inne dzieci były ciągane przez matki za ręce, aby im się nie poplamiły przypadkiem. Czy szkoda było na proszek, czy też było się pochwalić w niedzielne południe swoimi pociechami. Moje dzieci miały ulubioną zabawę – jeżdżenie w bagażniku samochodu po polnych drogach albo prowadzenie samochodu na kolanach ojca. Nie słyszałem aby jakaś matka na to wpadła.
Nadopiekuńczość matek oraz Sądów w Polsce ma wiele cech przemocy (nie lubię tego słowa – wolę zwyczajnie głupoty) wobec dzieci, poprzez trzymanie ich pod kloszem, a w konsekwencji tworzy nam niestabilne emocjonalnie przyszłe pokolenia.
Do jakich wynaturzeń może prowadzić takie wychowanie pokazuje najlepiej film „Pianistka” Michaela Haneke.
Zapraszam też do lektury tekstu o chorej, nadopiekuńczej matczynej miłości w dwumiesięczniku Niebieska Linia.
loading...
28 Responses to Hodujemy zaburzenia