Fool contact, czyli robienie “tata-wariata”

Ponoć dyskryminacja mężczyzn nie istnieje. A jeśli nawet, nie ma w niej niczego złego. Mieliśmy liczne dyskusje na ten temat, generalnie granica różnic poglądów w tym zakresie pokrywała się z różnicą płci – chwalebnymi wyjątkami w tym zakresie okazali się (świadomie postąpię wbrew zasadzie LADIES FIRST) Józek, który wybierał się swego czasu na Manifę oraz Julia ze swoim znakomitym wpisem Mężczyźni i ryby głosu nie mają.

Niech nieistnienie tego zjawiska (wszak istnieje tylko słusznie potępiana dyskryminacja kobiet) nas nie zraża i nie powstrzymuje przed analizowaniem go. Jednym z przejawów tej nierówności są tzw. kontakty z potomstwem. Dla wygody głównego opiekuna (nieprawda, że matki), tfu – dla dobra dziecka, albo jak kto woli – z przyczyn praktycznych – podlegają one regulacji.
Jeśli ktoś nie wie, o co chodzi z regulacją, to niech zapyta. Chętnie odpowiem. Otóż po iluś tam rozprawach ustala się pewną minimalną liczbę godzin, w których dziecko ma mieć kontakt z ojcem (nieprawda, z tym takim drugim opiekunem; nieprawda, że głównym = jedynym jest matka); rzadziej jest to jakaś tam liczba dni w miesiącu.
Z przyczyn praktycznych ustala się zawsze te same godziny, opisuje się to precyzyjnie (np. każda pierwsza sobota miesiąca od godz. 12 do 14 w miejscu zamieszkania matki), chyba że akurat dla dobra dziecka opisze się to niezbyt precyzyjnie… Dokładność służy rzekomej możliwości egzekucji – jeśli dany opiekun nie pozwoli na spotkanie, podlega karze. Ale spróbujcie coś wyegzekwować w sobotę… W ogóle spróbujcie coś wyegzekwować.
O nieudanych próbach reformowania instytucji kontaktów już pisaliśmy wiele razy. Ostatnia nowelizacja KRiO z sierpnia b.r. zakłada karanie za utrudnianie grzywną płaconą do rąk pokrzywdzonego rodzica (słusznie, wszak to on jest pokrzywdzony i ponosi niepotrzebnie różne koszty), ale… uwaga, bo to ważna polska modyfikacja brytyjskiego pierwowzoru… płacić ma tylko ten (nieprawda, że TA), kogo stać. Jeśli wykaże, że nie ma, może nie płacić. Jajca w biały dzień. I kolejny bzdurny przepis, na którym będą sobie łamać zęby tabuny ojców, a jeszcze większe tabuny matek będą śmiać się z wyciągniętym środkowym palcem. Oczywiście mówimy tu o mniejszości – złych matkach. Problem w tym, że jest to mniejszość bezkarna.
Czy jest jakieś wyjście z tej sytuacji? Cóż, pewnie jest. Są kraje, które z powodzeniem reformują swoje systemy prawne w zakresie rodziny. Są kraje, w których kara za utrudnianie kontaktów jest dotkliwa, nieuchronna i… jest karą.
Proponuję nowemu Sejmowi jako prawodawcy takie ćwiczenie – jeśli przyjdzie do reformowania jakichś przepisów, na początek dobrze jest zdefiniować cel danej zmiany i każde słowo redagowanego przepisu weryfikować pod ów cel. Inaczej znów zrobicie głupków. Pół biedy, jeśli z siebie – nie mamy wygórowanych oczekiwań wobec narzuconych nam przez partyjniacką ordynację wyborczą przedstawicieli. Niestety – robicie, szanowni państwo, głupków przede wszystkim z naszych dzieci i z nas.
O ileż bardziej wskazany dla dobra dziecka byłby “full contact” niż obecny… fool contact.
“You may say I’m a dreamer but I’m not the only one…”

GD Star Rating
loading...
Ten wpis został opublikowany w kategorii decyzje w ważnych sprawach dzieci, sądy, urzędy, instytucje, prawa dziecka, ojcowie i dzieci, ogólne, dyskryminacja, opieka nad dziećmi, opieka równoważna i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

26 Responses to Fool contact, czyli robienie “tata-wariata”

Dodaj komentarz