Być ojcem. Przed. Po. Zawsze. Mimo wszystko…

Walczymy ze stereotypami

Ojcowie są niekiedy atakowani, nie tylko na tym portalu, dość chwytliwym tekstem, że “nasz problem” polega na tym, że tatusiami stajemy się dopiero po rozwodzie. A wcześniej nie zadbaliśmy o swoje ojcostwo, nie pomagaliśmy matkom. W domyśle – mamy za swoje i należy się nam.

Po pierwsze jest to złudzenie. Nawet przy super-patrixowym podziale ról każda ze stron spełniała swoją część powinności dla rodziny. A duża część z nas (śmiem twierdzić, że większość tu piszących czy komentujących) nie tworzyła modelu patriarchalnego w swoim domu. Uczestniczyła nie tylko poprzez przysłowiowe “przynoszenie kasy”.

Po drugie – nawet jeśli jest w tym ziarno prawdy, przyczyny bywają bardziej złożone niż się może wydawać na pierwszy rzut oka. Pięknie opisują to niektóre z pań autorek – najświeższym potwierdzeniem może być wpis Julii Mężczyźni i ryby głosu nie mają, więc nie ma potrzeby rozwijania tego tutaj.

Po trzecie – nawet jeśli taka rzeczywiście była cała prawda, co z tego? Niech nie zabrzmi to cynicznie, ale – dla naszych dzieci – lepiej późno niż wcale.

Proszę teraz Państwa o zamknięcie oczu – hm, źle się wtedy czyta. No cóż, mimo otwartych, proszę o włączenie wyobraźni i empatii. Czy los tego przykładowego człowieka poniżej nie wzbudza u Państwa zrozumienia, sympatii, a może nawet… szacunku?

Miłość młodzieńcza. Ślub. Trzeba się utrzymać – praca. Pracują oboje, mają dla siebie mało czasu, coś zaczyna się psuć. Pojawia się dziecko – może wszystko będzie dobrze? Mogę pomóc? “Później! Mamo, zamknij drzwi.” “Idź, idź, jeszcze mu krzywdę zrobisz.”
Pierwsze słowa, pierwsze kroki, przedszkole, zerówka… Coraz więcej spraw. Pokazać mu świat! Ale brak czasu. “Zrób to. Tamto. Zarób więcej. Przynieś, wynieś, podaj. Boże, wszystko tylko na mojej głowie! W niczym mi nie pomagasz!” Dziecko dorasta. A gdzieś pomiędzy tym wszystkim wieczna miłość gdzieś znika. Czasem on nie wytrzymuje, często to ona czuje się zaniedbana. Albo rozglądają się za lepszym modelem, bo ten zdziadział czy zbabiał.  Alkohol, inne ucieczki…
Rozpad. Pustka, ból. Po obu stronach. Porażka.
Czasem polubownie, ale częściej z emocjami pod sufit.
Adwokaci, sądy, świadkowie… Stres, koszmar. Żona (dawna ukochana) jeszcze rzuca spojrzenia pełne wstydu. “Przepraszam, że Ci takie rzeczy robię, że to wyciagam”. Potem już tylko “Sorry, ale sam rozumiesz”. Potem – “business is business”. A potem już nawet nie patrzy, bo i po co?
Utrata wszystkiego, alimenty (sprawa wytoczona przez dziecko – i Ty przeciwko mnie, moje maleństwo?). Dom przypada żonie – no tak, dziecko musi gdzieś mieszkać. A co z nim? Odwraca się rodzina – katolickie wartości nie znają kompromisów. Gdzie grzech, tam i kara.
Czasem pojawi się dobra kobieta, najchętniej też po przejściach.
A on? Wytrzyma, czasem z pomocą, czasem bez.
Wie, że stracił żonę i $, ale dziecko – NIE!
Wtedy wyrasta mur.  Codziennie sprawdza – a on coraz wyższy, potężniejszy, grubszy.
Kruszy, podkopuje, wali głową. Czasem znajdzie furtkę, często nie.
Ale musi, dla dziecka…. Płaci, czasem przestaje jako krzyk rozpaczy; ale zaraz system przywołuje go do porządku! Kontaktu z dzieckiem nadal nie ma. Tu potężny System bezradnie rozkłada ręce. ‘Nie mogą się państwo jakoś dogadać?’
Depresja. Czasem traci pracę. Alimenty duszą. Stres.
Nowe życie? Uda się zaufać? Kolejny stres…
Czasem na moment odpuszcza, nie walczy… Można go winić?
Podniósł się. Nowa praca. Coś zaczyna znów budować . Myśli ciągle kręcą się wokół dziecka. Zawiodłem – nie chcę znów zawieść. Mnie zawiedziono – nie chcę aby moje dziecko przeżyło zawód. Odsuwano mnie, jak było małe, nie pokazano mi wielu rzeczy. Teraz dojdę do wszystkiego sam, bo nikt za mnie nie zbuduje tej więzi.
I walczy, otrzepuje się, składa swoje życiowe puzzle – gotuje, pierze, sprząta, remontuje, urządza. Chodzi do roboty. Była utrudnia, idzie do sądu….
Wszystko z tą myślą – moje dziecko mnie potrzebuje. Moje życie nie należy już tylko do mnie. A czas z malym ukochanym człowiekiem to jedyne chwile prawdziwego niezmąconego szczęścia.
JESTEM OJCEM. BYŁEM NIM ZAWSZE I ZAWSZE BĘDĘ. Mimo wszystko!

Systemie, jeśli nawet nie potrafisz pomóc… czy możesz chociaż nie przeszkadzać?

GD Star Rating
loading...
Walczymy ze stereotypami„Synku, ludzie z gruntu są źli”Równość w nierówności
Ten wpis został opublikowany w kategorii ogólne i oznaczony tagami , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

42 Responses to Być ojcem. Przed. Po. Zawsze. Mimo wszystko…

Dodaj komentarz