Pa-pa, patrixie!

Walczymy ze stereotypami

Jak przewidział Mateusz przedstawiając Józka i zapowiadając jego teorię, będziemy się spierać. No to się pospierajmy, choć nie za bardzo. Początkowo zamierzałem po prostu skomentować, ale za długie się zrobiło. Nadal pracuję nad zwięzłością – bez powodzenia. Smile

Józku,

Zacznijmy od tego, że jestem pod wrażeniem większości Twoich komentarzy i wpisu. Teoria patriarchalnego modelu władzy jest “w porzo”. Na pewno ujmuje dużą część prawdy i sporo wyjaśnia. Obyczajowo i historycznie nie wszystko (na pewno nie tysiące lat!), bliższy prawdy wydaje mi się komentarz Opiekarownowazna.pl. Zahaczał o ten wątek również mój wpis “Dzieci Światowida”.

Kobiety (i Murzyni) zmagają się od lat z niesprawiedliwością i dyskryminacją. I nadal są daleko do końcowego sukcesu. Jednak proces trwa. Rozmawia się o tym. Na poziomie świadomym zgadzamy się, że dyskryminacji nie powinno być. Że rola kobiety we współczesnym świecie wykracza poza gary, pieluchy i niższą płacę, bez perspektyw objęcia eksponowanego stanowiska. A podświadomie, na poziomie każdej rodziny? Bywa różnie, na pewno. Jednak śmiem twierdzić na podstawie mojej ograniczonej obserwacji, że idzie ku lepszemu. Większość związków ma charakter partnerski, oboje jego członkowie-założyciele mają wpływ na decyzje i dzielą się “ciężarami”. Ekonomicznie i politycznie – tu na pewno jest więcej do zrobienia. Równe zarobki na równych stanowiskach – całym sercem jestem za. Ale uregulować da się to jedynie w sferze pieniędzy publicznych – regulujmy! W biznesie prywatnym – tu niestety każdy jest zdany na swoje umiejętności negocjacyjne i tego nie da się w wolnym społeczeństwie zadekretować. Kodeks Pracy już i tak zawiera szereg zapisów gwarantujących prawa zatrudnionym rodzicom, w tym matkom (sorry – tu pełnej równości z przyczyn biologicznych raczej się nie spodziewam).

Natomiast wpływ tego, co nazywasz, Józku, patriarchalnym matriksem – a czego przyczynę (po części słusznie) widzisz w wielowiekowym feudalno-religijno-światopoglądowym ucisku – na praktykę orzeczniczą w wydziałach rodzinnych wydaje mi się przesadzony. Jednym z wielu dobrych argumentów jest choćby ten, że model patriarchalny obowiązywał w całej cywilizacji zachodniej, tymczasem w wielu krajach bliskich (cała Skandynawia, Niemcy, Benelux, Wielka Brytania, Włochy) i dalekich (USA, Brazylia, Australia, Nowa Zelandia) rozwiązuje się sprawy rodzinne zgoła inaczej, w duchu porozumienia, nawet narzuconego powagą urzędu. Tam, o dziwo, matki i system nie mają aż takich problemów z przekazaniem opieki PO RÓWNO obojgu rodzicom lub samemu ojcu. A może tam po prostu wcześniej rozruszano tę łajbę? Smile  Może. A może przyczyny są trochę głębsze – np. bardziej negocjacyjno-wolnorynkowe nastawienie społeczeństw i sprzyjające warunki socjalno-ekonomiczne? Z tym, że my nie jesteśmy pod tym względem tacy ostatni, więc zmiany są prawdopodobnie bliżej niż nam się wydaje. Kobieta nie musi być Murzynem świata; ba, już nawet Murzyni nie muszą być Murzynami świata. Obecnie z powodzeniem zastępują ich ubodzy Chińczycy. Frown

Poza tym samo ustalenie przyczyn nie jest aż tak istotne. Zwłaszcza jeśli korzenie tkwią z zamierzchłej przeszłości, spór “jajo czy kura” ma średni sens. Ważniejsze, co możemy zrobić tu i teraz. W tym aspekcie natrafiłem na co najmniej dwa zgrzyty, Józku, w komentarzach. Ale może coś źle zrozumiałem?

1/ Nigdzie nie pisałem, że alimenty na ręce matki to dobre rozwiązanie. Uważam, że najwłaściwsza dla dziecka jest pełna kochająca się i ufająca sobie rodzina, z równoprawnymi jej członkami. W przypadku rozpadu – najwłaściwsza jest opieka równoważna. Ze staraniami czasowo-opiekuńczo-finansowymi z obu stron. Ewentualny element rozliczeń może coś tam rekompensować stronie słabszej ekonomicznie, żeby dzieci nie wpadały z luksusowego jachtu do slumsu. Alimenty są w pełni OK jedynie w przypadkach patriarchalnego modelu macho-mana, który ma wszystko w nosie, wtedy niech taki syn ponosi nawet 90% kosztów związanych z dzieckiem.

2/ Totalnie nie zgadzam się z radą typu “szkoda czasu na ustalanie adresu i walkę o opiekę”. Lepiej budować nowy związek itp. Nie! Dziecko z rozpadłego związku jest również naszym dzieckiem i o jego prawa też należy walczyć. Uczciwie i rzetelnie, ale walczyć, jeśli porozumienie jest wykluczone. To jest bardzo ważne. Ja mam “satysfakcjonujący” czasowo układ tzw. kontaktów, gdzie w pełni zajmuję się synem przez 10 dni w miesiącu, połowę ferii i wakacji, święta itp., a jednak czuję się rodzicem drugiej kategorii. Choć uważam, że przy rzetelnym zbadaniu naszych postaw rodzicielskich i tego, co dziecku mam do zaoferowania, to ja z uwagi na dobro dziecka mógłbym spokojnie być “głównym opiekunem”. Dziecko podświadomie też to wyczuwa – tam u Mamy jest dom, a tu jest “u Taty”. Poza tym odpuszczając zachowujemy się jak wzmiankowane przez Ciebie zombie w “patrixie”. I dajemy argumenty obrońcom starego porządku (wśród nich naszej cynicznej koleżance): “Skoro o opiekę nie występujecie, ta jak sąd może ją Wam przyznać?”

Reasumując – choć zasadniczo zgadzam się z Twoją analizą sytuacji i jestem pod wrażeniem jej przenikliwości, nie umiem jej na razie uznać za tak poszukiwaną przez fizyków “Uniwersalną Teorię Wszystkiego”. Ponadto wyczuwam niekonsekwencję w sferze kroków praktycznych, choćby tych wymienionych powyżej.

Tak tej cholernej łajby nie rozhuśtamy, drogi Józku. I dalej będziemy siedzieć na umrzyka skrzyni… A tego nade wszystko nie chcemy, prawda?

GD Star Rating
loading...
Walczymy ze stereotypamiBól istnieniaNie Twoja historia, kolego?
Ten wpis został opublikowany w kategorii historia, siła stereotypu, mężczyźni i kobiety i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

22 Responses to Pa-pa, patrixie!

Dodaj komentarz